Piękne cierpienie

„Popioły”

Był kimś, kto musi żyć powoli; zaznawał wówczas uroków egzystencji, doświadczał jej w całej pełni. Zdawał sobie sprawę, że ma już ponad pięćdziesiąt lat i żyje dłużej od innych. Przetrwał wiele – bywał zmęczony, zrezygnowany i cichy, jego nerwy były napięte do granic. Spędzał samotnie puste dni, unikał ludzi, funkcjonował dzięki książkom, tworzył. Otaczająca go cisza była nietrwała, niekiedy serce biło ze zgrozy i rozpaczy, zastanawiał się co dalej. Był nadal żywy i w pewnym sensie młody, dotykał istnienie w jego radości, napięciu i pośpiechu, potrafił tak pięknie cierpieć! Było mu w tej samotności i źle, i dobrze, odkąd przestał się zastanawiać nad swoją kondycją. Kosztowało go to nieco smutku i obaw, a jednak toczył swój los tak skromnie, szlachetnie i przyzwoicie. Nazwijmy go N.

N. myślał o swoich przodkach, osobach odległych i tajemniczych, których nigdy nie poznał, i o których mało wiedział. Nosił w sobie ich „jakość” (Z. Nałkowska i nast.), uczuwał „ich ciągłość poprzez siebie”, cierpliwe trwanie. Był chory i osłabiony, z trudem pisał, ale trzymał się i wyglądał bez zarzutu. Od ponad dwóch lat nie opuszczał domu, był „zrezygnowany na chłodno”, wyrozumiały i pozostawiony sobie. Zastanawiał się nieraz czy warto żyć? A jednak w tym całym ubóstwie, był świetnie opanowany, zorganizowany i doskonały. Otoczony książkami i płytami, tkwił w nich mocno, raczej uprzejmy i dobry, aniżeli serdeczny. Był mężny i „nie puszczał sobie cugli”, odganiał myśli, że coś jest z nim nie w porządku, chwytał się prawdy. Chciałby żyć bez „ciągłego ciężaru”, bez „śmiertelnego” zmęczenia i wysiłku, bez dreszczów i osłabienia woli. Może wówczas pisałby łatwiej i lepiej, umiałby bawić się i kochać?

„Popioły”

Od wielu już lat był kruchy, a teraz jeszcze doszła do tego starość. Czy posłuchać instynktu: być samym i nie widzieć nikogo więcej, uznać, że nikt nie ulży i nie pomoże udźwignąć ciężaru bycia? Było to cichym dramatem tej egzystencji: niezgoda na szczęście, zmaganie się ze sobą raczej niźli ze światem, męczeństwo rozczarowania. Ale były czasy, kiedy był podniecony z radości, nie mógł zebrać myśli, brak mu było tchu, by temu wszystkiemu sprostać. Jak wiele objąć zdołało jego serce, jak bardzo był skomplikowany! Zapalony i udręczony, odważny i nieśmiały, przejęty „czcią i zachwytem”, muszący wszystko opisać. Był znawcą i „amatorem cierpienia”: dobrym, wrażliwym i adekwatnym. Ludzie mający miłość tak gorzką, jak jego, dają jej wyraz swoją męką. Próbują ją posiąść i zahamować, ukryć, zachować dystans.

(więcej…)
Published in: on 22 września 2023 at 11:25  Dodaj komentarz  

Po prostu K.

Lua Ribeira

Uważał, że jego życie jest złożone z dni, które „wchodzą coraz głębiej w uniform monotonii” przypominając zadania karne, kiedy niesforny uczeń musi kilkadziesiąt czy może nawet sto razy przepisać jedno idiotyczne zdanie. Jego egzystencja płynęła cicho, nużąco i niezauważalnie, był wygodny i niesamodzielny. Wszystko zdawało się mu szkodzić, a on to wyolbrzymiał ponad miarę. Każda najdrobniejsza zmiana przerażała go, widział w niej dla siebie wielkie i trwałe nieszczęście. Nazwijmy go K. Był pisarzem, którego pracę powstrzymywały realia życia, widział w nich tylko zagrożenie, bał się utraty niezawisłości. Potrafił nie pisać tygodniami, nie mogąc się w sobie zebrać i rozpalając w swej głowie natrętne myśli. Jego posada w towarzystwie ubezpieczeniowym była mu nieznośną; za nic miał jej łagodność i korzyści, uczciwą płacę, „niepełne natężenie sił”. Czuł, że nie ma nic do stracenia, a przed sobą żadnych widoków, nie potrafił wykorzystać dobra, które go otaczało. Tak, K. był jednostką szczególnie złożoną.

Miał spokojny chód i pewność taką jak inni, ale „jakoś na antypodzie świadomości”. Od wczesnego rana aż po późne godziny nocne przechadzał się po swoim pokoju, chłonąc przez otwarte okno wrzawę ulicy. Znał na pamięć każdy drobiazg, krążył bez celu w kółko. Badał ornament dywanu i ślady, jakie pozostawiło jego zużycie, śledził je aż do najdrobniejszych szczegółów, przemierzał wielokrotnie trasę wokół stołu, spoglądał na sufit, w górę, aż całe pomieszczenie zaczynało drgać. W takich chwilach spostrzegał anioła „przepasanego złotymi sznurami” i z mieczem w podniesionej ręce. Zaprawdę, wyobraźnia K. była nieprzebrana. Uświadamiał sobie na przykład, że kryje się przed ludźmi, nie dlatego, że chciałby trwać w spokoju, lecz aby „pójść na dno”. Osamotnienie było jego nagrodą, ale i karą, nikt wytęskniony nie otwierał mu drzwi; stawał „boleśnie przytłoczony do ściany” i bojaźliwie zniżał wzrok. Chciał odegnać bóle w zapomnienie, w istocie więził samego siebie.

Matt Black

K. nazbyt często znajdował w sobie małość, niepewność i niezdolność do podjęcia decyzji, ustawicznie uciekał w marzenia, śnił na jawie. Miał talent, aby te sny przekuwać w literaturę, usuwać na zewnątrz to, co nieistotne, spychać do rzędu spraw mniej ważnych. Wiódł sam ze sobą „dwugłosy dialog” i wytrzeszczał zmęczone oczy w pustkę, szukał w niej polepszenia. Dręczył go nieodgadniony smutek, którego nie był w stanie przezwyciężyć. Czuł się niezdolny do dźwigania trosk, wiedział, że z ich powodu może zginąć, że go rozbiją „ostatecznie”. Nie potrafił się podźwignąć, jedynie zadowolenie z cierpienia dawało mu punkt oparcia. W takich chwilach przestawał pisać, dochodził do granicy, nie kończył tekstów. Pojawiały się bóle głowy i wielki lęk przed zadaniami dnia. Odnosił wrażenie, że wszystko, co napisał jest miałkie i mierne, i że na tą miernotę skazały go niezadowalające – w jego przekonaniu – warunki bytowe.

(więcej…)
Published in: on 12 września 2023 at 16:15  Dodaj komentarz  
Tags:

Za wszelką cenę

„Wielki sen”

Z doświadczenia wiem, że w pewnym stanie nerwów każdy człowiek pisze – nadmienia Sandor Marai. – Pisanie jest zarazą naszej epoki, rodzajem epidemii, zakażenie literaturą jest powszechne”. Tworzę, bo nie mogę postąpić inaczej, spotykam się z wami, zanim nastąpi koniec tego wszystkiego, co dotychczas stanowiło treść i osnowę mojego życia, co „wywoływało w nim napięcie”. Egzystencja ludzka owiana jest tajemnicą, kryje w sobie szczególną siłę, wypala tkanki ciała „jak wredne promieniowanie”, dając im jednocześnie zapał i ciekawość, które pozwalają trwać. Dopóki człowiek ma swoje sprawy tu na ziemi, żyje. Czasami „rozkwita jak puszcza”, pełna zagrożeń i niespodzianek, innym razem ociera się o samotność i popada w nudę, którą próżno chciałoby się odegnać. Ma ona w sobie coś z dżungli; jej surowy rygor opiera się tropikalnemu amokowi. Niekiedy zrywa się z pęt narzuconych przez rozsądek i rzuca w wir świata, z tym „swoim drętwym spojrzeniem”, wszyscy schodzą jej z drogi. Lecz nie to jest najgroźniejsze, gorzej, gdy ktoś zgładzi w sobie wewnętrzny popęd: Nie biegnie donikąd, nikogo nie czeka, wegetuje nie burząc porządku. Zostałby może zakonnikiem, lecz nie ma jego wiary.

Zasadniczym pytaniem tego tekstu jest czy przyjaźń w ogóle istnieje? Nie chodzi tu o obopólną radość, jaką sprawiają sobie nawzajem ludzie, którzy mają podobny gust bądź jednakowo myślą o pewnych problemach. To w gruncie rzeczy kruchy związek, który nie jest przyjaźnią, lecz czystą sympatią, za słabą, aby dwóch ludzi „w krytycznej życiowej sytuacji” mogło się wesprzeć wzajemnie. Przyjaźń to nie skłonność do szukania zadowolenia wśród osób tej samej płci, ona nie potrzebuje ciała jako celu, ciało jej nawet przeszkadza. To także nie poufałość czy wspólne interesy. Jest to uczciwy i szlachetny związek pomiędzy myślącymi i czującymi istotami, także pomiędzy zwierzętami, bezinteresowność i gotowość do przyjścia z pomocą. Co ciekawe sympatia ze strony zwierząt jest nieraz trwalsza, podczas gdy ludzkie miłości zawsze „grzęzną w bagnie samolubstwa i próżności”.

„Wielki sen”

Prawdziwy przyjaciel nie oczekuje nagrody za swoje uczucia, nie pragnie „kompensaty”; zna błędy drugiej osoby, a mimo to angażuje się ze wszystkimi konsekwencjami. Czy warto być człowiekiem nie mając takiego ideału? I cóż po takiej przyjaźni, w której kochamy w innych jedynie cnoty, wytrwałość i wierność? Czyż nie jest naszym obowiązkiem miłowanie tak samo niewdzięcznego i nikczemnego? Tym pytaniom nie ma końca. Szukam na nie odpowiedzi we własnej duszy i w grubych książkach; nagromadziłem ich wiele, „zrobiło się gęsto od wspomnień”. Każda książka zawiera jedynie odrobinę prawdy, a każde wspomnienie jest wątłym odblaskiem prawdziwej natury bytu. Dlatego od przyjaciela nie wolno żądać bezwzględnej prawdy i wyjaśnienia świata. Nie wolno nam tego żądać od nikogo.

(więcej…)
Published in: on 2 września 2023 at 12:06  Dodaj komentarz  
Tags: