Epigramaty (2)

George Bernard Shaw

George Bernard Shaw

Pisanie jest tylko pewną formą „pobłażania samemu sobie” (G.B. Shaw i nast.).

***

Wątpię, aby czytelnicy moich tekstów przebrnęli przez ich początek, o ile nie zaczęli je czytać od końca. Ale tak już jest, jestem twórcą własnych mocy i nikt nie ma prawa pytać, jaki z nich robię użytek.

***

Nie jest to ważne pisanie. Jest to tylko „popis znajomości trików scenicznych”, próbka internetowego szmelcu. Byłoby się ono ludziom bardziej podobało, gdyby byli je w stanie samodzielnie przetrawić, tymczasem zawsze czytam swoje teksty sam.

***

Publikuję z czystej próżności, żeby pokazać jaki to ze mnie intelektualista i skraść w ten sposób zainteresowanie odbiorców.

Martin Parr

Martin Parr

Marzę o zrobieniu kariery, palę się do pisarstwa, aby pławić się w pochlebstwach i zaspokoić pragnienie twórczości. To już megalomania, ale chcę, aby czytano mnie w setki lat po mojej śmierci. Bóg raczy wiedzieć, ile tekstów jeszcze przygotuję, zanim stworzę ten jeden jedyny, który będzie należał do Niego. A jednocześnie boję się sukcesu – osiągnąć sukces to znaczy „zakończyć swoje sprawy na ziemi”.

***

Podziwiamy się nawzajem i znajdujemy przyjemność we wzajemnym obcowaniu, kochamy się wreszcie i nawiązujemy pomiędzy sobą najrozmaitsze stosunki, lecz wszystko to jest pozorem, za którym nie zawsze kryje się głęboki i święty szacunek. (więcej…)

Published in: on 9 lipca 2020 at 9:06  Dodaj komentarz  
Tags: , ,

Epigramaty (1)

Martin Parr

Dawniej listy „długie na trzy do sześciu arkuszy” (Tomasz Mann i nast.) przeżywały nadzwyczaj dobrą passę. Cóż to były za czasy, kiedy poeta wypowiadał się w listach, wyżywał się w nich, próbował swego powołania, ujarzmiał i kształtował przeżycia! Te lata się ulotniły bezpowrotnie. Teraz „nie jest się już wolnym”, nie siedzi się samotnie, bez zobowiązań w swoim pokoju i już nie pisze się „ot tak sobie”, sztuka dla sztuki.

***

Przeżycia z okresu dzieciństwa mają decydujący wpływ na postawę człowieka, w życiu artysty odgrywają rolę szczególnie istotną i dostarczają mu wielu tematów i wrażeń do całej jego twórczości. Rozpoznaję w sobie zawsze małego chłopca z odległych czasów, który „bawił się, że jest księciem”.

***

Mogą nadejść czasy, kiedy pobożność stanie się „luksusem” nie do utrzymania.

020

Martin Parr

Pewna doza narcyzmu jest nieodłączna od świadomej egzystencji.

***

Najlepiej udają się rzeczy niezamierzone i „zaimprowizowane”.

***

Wrogowie pokonani są najgorsi i najbardziej jadowici. (więcej…)

Published in: on 9 lipca 2020 at 8:49  Dodaj komentarz  
Tags: ,

Kuszenie poety (II)

Martin Parr

Martin Parr

Lato ściągnęło przestrzeń kosmiczną ku ziemi i sprowadziło ją do szemrzącego echem zagajnika, w którym króluje czyste marzenie. Porusza się ono wraz z ludzkim oddechem,  przepływa strumieniem pośród snu, wzlatuje tchnieniem zmieniającym się ustawicznie, jak gdybym tkwił w sercu tego lasu, którego wierzchołków i korzeni nie sposób odróżnić i gdzie człowiek i sen wzajemnie się przenikają, noc w noc, dzień w dzień. I wówczas lato zwalnia mnie od rozlicznych pytań, jakie zamierzam stawiać życiu, oczywiście nie ma ono przygotowanej odpowiedzi, a tylko sprawia, że już nie mam żadnych pytań. I jest mi tak lekko na sercu.

***

Dookoła mnie słońce wyławia iglasty kobierzec, odłamane gałęzie i skrawki rzadkiej ściółki. Drzewa obsiadają gęsto liście, których zielone żyłki korespondują z barwą mchu i tak przypominają skórę płazów. Twarda, spękana ziemia obejmuje pnie z przylepionymi kroplami żywicy. Splecione czernią wysokie konary dźwigają się do błękitnej wieczności, a senne brzęczenie owadów wtapia się w przejrzysty obłok lata, jak sen wtopiony w sen, świetlistość płynąca z duszy.

***

Martin Parr

Martin Parr

Przepełniło mnie osłupienie, które nie wypływało z obfitości życia, ile ze mnie samego, którego tu a nie gdzie indziej umieszczono, stworzenia związanego z wszelkim innym stworzeniem, poruszającego się na nogach poprzez poranną rosę i chwytającego jasny dzień. A przecież jestem tylko złudnym snem wobec wszystkich innych snów, które noszę w sobie wędrując poprzez deszczowe pole i wyczekując blasku słońca. Wnikam w jego chłodny cień, samemu będąc tylko kroplą rosy, która w mgnieniu oka wyparuje. Słyszę kukanie kukułki i śpiew słowika, przemieszczający się z krańca na kraniec aż po granice pojmowania, najdalszy kres mojej jaźni. I niepostrzegalnie zapadam w zdziwienie. (więcej…)

Published in: on 30 listopada 2013 at 9:30  Dodaj komentarz  
Tags: ,