W powiastce pod szyldem „Eliksir życia„, Honoriusz Balzak ironizuje: „Śmierć jest równie nieobliczalna w swoich kaprysach, jak kurtyzana w sympatiach i antypatiach swoich; ale jest od kurtyzany wierniejsza, albowiem nie zawiodła jeszcze nikogo”. Schubert wtóruje tej kuriozalnej egzegezie, piętnując bohaterów profetycznych pieśni agonalnym odium, niekiedy zaledwie przeczuwanym, jak w owej „Das Lied im Grünen„, innym razem posępnie obecnym („Der Tod und das Mädchen„) i nie pozostawiającym powabnych złudzeń („Liedesend„). W ewokacji sporządzonej przez Josepha von Spauna i opatrzonej intytulacją „Der Jügling und der Tod„, eteryczny młodzian nie żąda wyrwać się z objęć upiornej towarzyszki, acz nastręcza się jej skonfundowanej Istocie, płonąc upojną chęcią połączenia z Wszechbytem. „Łagodnie zawrzeć w sobie śmierć, całą śmierć w sobie, jeszcze nim rozpocznie się życie i nie czuć złości – tego zaiste nie można opisać” – konstatował Rainer Maria Rilke, herold obsesji niemieckiego romantyzmu zainfekowanego złowróżbną chimerą apokalipsy i fiksacją definitywnie utraconej arkadii.
Wiodąc egzystencję na łonie artystycznej bohemy naddunajskiej stolicy Habsburgów, pośród bardów, odżywiających jego prostolinijną i nieskalaną sztukę, Schubert mimo woli przesiąknął był wizjonerskimi sublimacjami epoki oddanej mesmerycznej fascynacji wędrówką i tęsknocie za niedostrzegalnym porzuceniem istnienia. Wygaszenie zmysłów, poddanie pragnień i nieokreślony klimat dogasającej jesieni korespondujący z zawieszonymi w próżni, panteistycznymi płótnami Friedricha, wiodą w rejestry przemijania i izolacji; domenę sekretnej głuszy przerywanej to skrytym szlochem, to wytrawionym z wiary buntem, przynaglanym niepokojem przygody i przeczuciem nieznanych odkryć („Drang in der Ferne„). Baudelairowski pielgrzym życzący objąć „les merveilleux nuages” – cudowne obłoki przestworzy – przedsiębierze obłąkaną wyprawę w Nieznane, tonąc w śnieżnej zamieci („Über Wildemann„); pnie się ku górze w nadziei negacji dręczącej samotności, uprzedza wiosnę w jej pierwotnej krasie, roi iż ta raczy powetować jego katusze („Am Bach im Frühling„). Atoli przyroda pogrążona w indyferentnym cyklu powstawania i zamierania Boskich objawień, jawi się bezlitosna wobec człowieczych refleksji, konstytuując niemą scenę dla jednostkowego dramatu. Znajdzie on ukojenie we wszechprzenikającej potędze miłości („Du bist die Ruh„), kładącej kres metafizycznym zmorom i permanentnemu majestatowi śmierci. (więcej…)