Tak, jestem udręczony. Tak, jestem estetą, cokolwiek by to miało oznaczać w tych czasach. Tak, jestem namiastką żywego człowieka.
Dlatego nie będzie dziennika „istoty bez właściwości”, chociaż takowej nie posiadam. Nie będzie, gdyż jej brak szczegółowo opisał Musil. I nie będzie zachęcających masy „zapisków idioty”, choć niewątpliwie takowym jestem. Jak mógłbym się wówczas silić na przenośnię? I jakich słów musiałbym użyć, aby opisać rzeczywistość?
Niezmierny Wszechświat, jaki mam w głowie. Jakże go wyrazić?
W czterdziestej trzeciej wiośnie życia, w obliczu nadchodzącego kataklizmu, Sándor Márai odkłada pióro i rozpoczyna notować natłok codziennych zdarzeń… Już czas.