Przedmiotem tego opowiadania jest powściągliwy B., który rościł sobie pretensje do „udziału w świecie” (B. Schulz i nast.), w atmosferze, jaka jest domeną ludzi wielkiego ducha. Chciał należeć do ich rodziny, poczuć, że jego kosmos „graniczy” i „dotyka się” z innymi światami. Pragnął żyć w punkcie przenikania się i krzyżowania poglądów i myśli, oddychać pełną piersią różnymi tradycjami i stylami, chciał to wszystko objąć w swej prostocie i nieśmiałości. Nie wystarczały mu obiektywne „formacje duchowe” zawarte w systemach filozoficznych i książkach, pociągały go żywe indywidualności – chciał z nimi obcować, zanurzać się w ich sztuce jak w „wiosenną burzę”. Miał uczucie, że z nimi sąsiaduje, jak gdyby „pukał w tę samą ścianę z dwóch stron”, i bliskość ta wydawała się mu znamienna. Pragnął ukrócić wszelki dystans pomiędzy ludźmi, z radością i bez oporów tworzyć; udawało mu się to, mimo, iż nie znał zupełnie współczesnej prozy i nie posiadał wykształcenia literackiego.
Niekiedy kłócił się z wierszami innych poetów, nie był ich w stanie zrozumieć: rozwijały się one i „rozrastały” na jego oczach, uważał, że trzeba zajmować się nimi „osobno”. Jego poezja była w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu okazjonalna, był to „pamiętnik przygód wewnętrznych” i – jak sam określał –„diariusz chwil metafizycznych”. Każdy z jego utworów powstawał nie na gruncie „jakiejś metody” czy formalnej postawy, ale z „nieprzewidzianych przesłanek”, z jego intelektualnych zasobów. Nie wyróżniała ich jednoznaczna maniera, każda z tych strof była do innej niepodobna, nieznająca nic prócz siebie, nieposiadająca poprzedników – po prostu „pierwszy egzemplarz nowego gatunku”. Samowystarczalność, szczerość i niezależność, jakimi odznaczał się B., była zniewalająca. Zachwycał także jego brak krytyki wobec twórczości innych literatów, uparcie bronił się przed porównywaniem i osądzaniem cudzego spojrzenia, wolał skoncentrować się na swoim trudzie.
Intrygujący, osobny świat wylewał się z jego wnętrza z niepowstrzymaną radością, jego drobne „kosztowności” olśniewały, mieniąc się i dotykając głębi samego istnienia. B. zanurzał się w domenę drobnych przeżyć, za pomocą których pragnął wyrazić nieskończoność. Inni jedynie powierzchownie obcowali z tym światem; szukał u nich słów zrozumienia i bliskości, pragnął werbować adherentów. Pisał o skromnym człowieku: „genialnej fikcji”, która przysłania rzeczywistość. Uważał, że jednostkowa egzystencja nie jest realna, wierzył w „nieskończenie odległe od siebie i suwerenne sposoby życia”, które nie mieszczą się w żadnej formule. Był przekonany, że od jednej istoty ludzkiej do drugiej skok jest większy niż „od robaka do najwyższego kręgowca”. W myśl tej teorii człowiek miał stanąć przed innym człowiekiem wolny od jakiejkolwiek filozofii i ustalonych poglądów, w krystalicznej jasności i bez zniekształceń. Świadomość tego dawała mu upojenie i triumf.
(więcej…)