„Kogo raz zraniono do dna duszy, ten nie znajdzie więcej wytchnienia w jakiejś jednej ziemskiej radości, ten może się tylko rozradować wśród najwyższych duchów, wśród bogów będzie mógł odzyskać zdrowie” (F. Hölderlin i nast.). Cała moja istota milknie i nasłuchuje, przyjmując na siebie delikatny powiew wiatru, który muska twarz. Zatapiam się w „błękitnym bezmiarze” zwracając swój wzrok ku niebu, potem przenoszę go ku górom, i czuję jak świat się przede mną otwiera, przyjmuje mnie w swoje ramiona, rozprasza odium samotności. Ogarnięty tchnieniem Boskiego bytu stapiam się w jedno z całą przyrodą, oddaję się jej błogosławieństwom. Natura prowadzi mnie na szczyt ludzkich myśli i szczęścia; na tym Parnasie panuje wieczny pokój, „południe traci swój żar”, a piorun „swe grzmoty”.
Zawsze pragnąłem się zespolić ze wszystkim, co żyje, odrzucić pychę ludzką, ukorzyć się przed wiecznością jak artysta, co „łamie kanony swej sztuki”. Często przebywam na takich wyżynach, ale nadchodzi otrzeźwienie i „strąca mnie z nich”. Z serca ulatnia się myśl o stałym ukojeniu, przyroda zamyka swe ramiona, a ja staję się intruzem i już niczego nie pojmuję. Człowiek, który marzy jest równy Stwórcy; kiedy wszystko na zimno rozważa staje się żebrakiem, „synem marnotrawnym” gardzącym Ojcem i czekającym na współczucie. Kiedy byłem pogodnym dzieckiem i nic nie wiedziałem o otaczającym mnie świecie, istniałem „bardziej niż teraz” po tych wszystkich zmaganiach, walkach i rozmyślaniach. Dziecko jest Boską istotą zanim przemieni się w dorosłego, zanim przestanie być po prostu sobą. Jest w nim cisza, bo jeszcze nie jest ze sobą skłócone i zna bogactwo, którym dysponuje serce. Jest nieśmiertelne, gdyż „nic nie wie o śmierci”.
Moje serce wzbija się do lotu. Upojony szybkim i gwałtownym pędem wznoszę się w otchłań wszechświata , jak „młoda roślina”, która „się rozwiera” w porannym słońcu. Wyciągam ramiona ku nieskończoności nieba, jestem tak blisko celu! „Czy mnie kochasz, dobry Ojcze” – zapytuję, i z uczuciem błogości przyjmuję Jego odpowiedź. Moja dusza cieszy się Boskim błogosławieństwem. O jak nienawidzę „wszystkich tych barbarzyńców”: zimnych mędrców i skostniałych służbistów, którzy niszczą piękno i doskonałość Natury! Otocz ich Panie swoim spokojem i siłą, niech ich dotknie Twa miłość i mądrość, przemień to, co w nich nieszlachetne i słabe, co nie może „ostać się” przy Tobie! Ty opromieniasz mnie swym blaskiem i rozgrzewasz stare, wątpiące serce, sprawiasz, że to zlodowaciałe źródło taje, unosisz mnie do gwiazd.
(więcej…)