Dymitr Szostakowicz pisał: „Niepodobna żyć i pracować bez zapału, bez temperamentu, bez miłości i nienawiści (…) Ja, jak każdy słuchacz, wymagam od kompozytora, by mówił gorąco, z temperamentem, żeby jego zamysły były szczere i głęboko przemyślane. Kompozytor powinien przecierpieć swoją twórczość”. Myślę o tych słowach w kontekście budzącej mój podziw XIII Symfonii artysty, zatytułowanej „Babi Jar”. Nazwa ta wywodzi się od leśnego wąwozu w pobliżu Kijowa, w którym Niemcy brutalnie wymordowali we wrześniu 1941 roku ponad 30 tysięcy Żydów. To muzyczny monument wzniesiony tym, o których nikt nie chciał pamiętać, kompozycja na bas solo, chór i wielką orkiestrę symfoniczną. Autorem wiersza i pozostałych czterech literackich części symfonii był niepokorny Jewgienij Jewtuszenko, o całe pokolenie młodszy od Szostakowicza. Nie chcę jednak w tym miejscu opisywać historii ani kontekstu utworu, o których dużo się rozważa także w Internecie. Pragnę jedynie wyrazić swoje uwielbienie dla tego odważnego opusu, tak bardzo zakorzenionego w tradycji Mahlerowskiej.
Ta muzyka nie ma sobie równych, jest hipnotyzująca i oszałamiająca zarazem swoją tragiczną nutą, pełnią odwagi i dynamizmu, skrzącą się ironią i groteską, nawet satyrą. Sam kompozytor tak o niej mówił: „Muzyka nie może być utrzymywana zbyt długo w tym samym nastroju – heroizmu, radości, zamyślenia, żałoby itd. Konieczny jest kontrast, pokaz wciąż nowych stanów, nakładanie nowych barw”. To przenikanie się klimatów i pulsowanie kolorytu przy opisywaniu zdarzeń wojennych i codzienności radzieckiej u progu lat 1960-tych są zachwycające. Szostakowicz podnosi kurtynę milczenia nad wydarzeniami wstydliwymi i niepojętymi, nakazuje śpiewać pean ku czci wszystkich skrzywdzonych Żydów w historii, od sprawy Dreyfusa, poprzez białostockie pogromy, aż po tragedię Anny Frank. (więcej…)