„Żaden [artysta] nie był nigdy tak uczony, aby nie przydali mu się doświadczeni przyjaciele” – spekulował na kartach „Traktatu o malarstwie” Leone Battista Alberti, a roztrząsający aspekty ziemskiego bytowania, Pascal nadmieniał: „Skoro nie można być uniwersalnym i wiedzieć wszystkiego, co się da wiedzieć o wszystkim, trzeba wiedzieć wszystkiego po trosze. O wiele bowiem piękniej jest wiedzieć coś ze wszystkiego niż wiedzieć wszystko o jednym: to najpiękniejsza rzecz taka uniwersalność”.
Te rozproszone, rozgarnięte frazy, nad wyraz wdzięcznie korelują z alegorycznym konterfektem pędzla Johannesa Voorhouta, gdzie pośród wybujałej barokowej socjety pełnią swe zbożne muzyczne dzieło Jan Adam Reinken i Dietrich Buxtehude. Rozległa scena, ilustrująca najświeższą ofiarę galijskiej formacji La Rêveuse, przedstawia wielkoświatowe towarzystwo oddające się dystyngowanej maestrii dźwięków, wykreowanej dłonią duchowych konfratrów i popleczników w wytworach Sztuki.
Istotnie, wspólnota myśli tej nieprzeciętnej pary stronników, jawi się unikalna; podobnież ich spora fama organistów, rozpościerająca się daleko poza rubieże europejskiej Północy. W ostatnich dekadach XVII stulecia młodociani adepci kunsztów zdążali spiesznie do hanzeatyckiej Lubeki i zamożnego, gwarnego Hamburga, aby uzyskać stosowną naukę od tych „dwóch organistów, których sława naonczas nie miała sobie równej” (wedle oryginalnej relacji czeladnika Leydinga), i których nietuzinkowe umysły „były na podobieństwo zwierciadła, jakie zmienia ustawicznie swe barwy, stosownie do barw przedmiotów, i jakie odbija i wypełnia się tyloma obrazami, ile przedmiotów ma naprzeciw siebie” (Leonardo da Vinci). (więcej…)