Franz Kafka
Tomasz Mann: „Mam tylko jedną prośbę, mianowicie, żeby nie ujmować tej rzeczy zbyt poważnie i ponuro; moim zdaniem, musi w niej coś być z groteski, z wisielczego humoru, a niektóre miejsca powinny budzić śmiech, w przeciwnym bowiem razie ludzie nic w tym nie dojrzą”.
***
Nie otrzymałem informacji o losie większości listów, które mi dane było wystosować. Cóż, może nie należała się im specjalnie szybka odpowiedź. Ale jeśli milczenie adresatów nie jest niczym innym jak tylko przejawem względnie dobrej kondycji ich ducha, która niejednokrotnie wyraża się w niechęci do pisania, to mogę czuć się zadowolonym.
Ale możliwy jest również fakt – i stąd podejmuję ten wątek, – iż w listach moich specjalnie kogoś dotknąłem, że wyraziłem się niezgrabnie, albo, co oczywiście wydaje się smutniejsze, że ta chwila, w której adresat czuł się na tyle usatysfakcjonowany i próżny, by łacno wzgardzić odpowiedzią, nagle minęła, a nowa w zupełności nie pozwalała na podtrzymanie wątłej korespondencji.
Co do pierwszej z tych możliwości, niestety nie potrafię się wypowiedzieć, tak mi jest to dalekie i nierealne, a wszystko inne znacznie bliższe; co do pozostałych – nie wierzę w nie.
***
Käthe Kollwitz, —
Pamiętam, że w pewne sobotnie popołudnie snułem się jak burłak po spalonym od słońca rynku miasta, przylegając do ścian i liszajów kamienic, i spotkałem osobę mi znajomą, która w równie niedoskonałej formie, pokonywała wypatroszone stopnie schodów. Ot, „dwóch specjalistów od udręki” (F. Kafka), acz każdy w swoim własnym rodzaju. Nie przypominam sobie, czy minęliśmy się bez słowa, czy też poszliśmy razem dalej, a może przeszliśmy na wskroś siebie. Różnica pomiędzy tymi ewentualnościami jest absolutnie nieistotna. (więcej…)