Wszyscy, a już w szczególności młodzi, skłaniamy się do uważania naszych pragnień za czyste zrządzenie Opatrzności. Ale przecież nie zawsze zwykłe łaknienie i żądania decydują o losie i posłannictwie człowieka.
***
Jestem niepoprawnym marzycielem i miewam łagodne widzenia, jednak ich dobrotliwość i pobożność fascynująco mogą łudzić; nie warto zatem na nich polegać.
***
Oby mi nigdy nie zbrakło przełożonych, którzy byliby głupsi ode mnie! Jak to cudownie leczy pychę.
***
Rdzeniem i sensem mojego życia jest czysta służba dla ducha, posłannictwo dla Słowa, które przyjęło postać Pana; ciche, rozważne, rezygnujące z własnej korzyści trwanie w skupieniu i na modlitwie, droga do wyższych aspektów psyche. Będąc wszelako myślicielem, przychodzi mi z zaskakującą trudnością, aby we wszystkim ujrzeć miłość.
***
Jedną z najkrótszych dróg do świętości może być żywot rozpustnika.
***
Należę do istot, które bezpowrotnie utraciły szmat swego życia, i które pod naciskiem jakiejś głębokiej niedoli bądź zewnętrznego urzeczenia, musiały się zdecydować na zapomnienie złej przeszłości.
***
Ludzie czystego ducha, chociaż często na pozór wywierają wpływ na resztę, nie żyją pełnią, lecz w posusze. Nie do nich należy doskonałość egzystencji, sok jej słodkich owoców, ogród miłości, piękno sztuki. Tamci „śpią na piersi matki”, podczas gdy cisi „czuwają na pustyni” (H. Hesse).
***
Dysząc, z udręką wyrzucałem z siebie oddech, jak ktoś dotknięty piętnem śmierci, jak ofiara przejęta na wskroś uczuciem, że coś dogłębnie zabójczego tkwi w jej trzewiach. I poruszając się spazmatycznie, wybiegłem z dusznego pokoju na zewnątrz, uciekając z nieprzytomnością w oczach w najodleglejsze zakątki miasta. Jeszcze przez chwilę, jak kaleka, czepiałem się korytarza i schodów, a moje ciało łasiło się do wilgotnych zakamarków piwnic, ale wkrótce musiało ono ustąpić przenikliwości nagich niebios, z których operowało nieme słońce. W jego blasku ukryta rana szarpała się przeraźliwie, nie pragnąc drogi do światła i nie znajdując dojścia do rozumu. I tak bezbłędnie trzymała w szachu.
***
Okruch kwiatu lub mały owad na ścieżce przemawiają bez porównania silniej, niż wszystkie księgi biblioteki. Tamte szafują jedynie nadmiarem słów, podczas gdy te zawierają w sobie wszystko.
***
Rozum gustuje w rzeczach stałych, ukształtowanych bez zarzutu, pragnie polegać na pewnych znakach, odwoływać się do tego, co namacalne i rzeczywiste, do tego, co bez wątpienia istnieje, a nie się staje, do tego, co jednoznaczne, a nie jedynie możliwe. I nigdy nie ścierpi, aby sucha litera stała się ptakiem, żywym wężem. Bo rozum nie potrafi żyć w naturze, czerpiąc z jej źródeł liczne soki, ale wyłącznie wbrew naturze, jako jej rywal, przeciwieństwo.
***
Celem istnienia jest stawać zawsze tam, gdzie potrafimy najlepiej służyć, gdzie nasz charakter, właściwości i uzdolnienia znajdą najlepsze zastosowanie, największe pole do popisu. Nie ma innego celu.
***
Wszystko, co mnie otacza, jest tak niezrozumiałe i właściwie smutne, chociaż tak piękne i wytworne. Przemierzam ten świat i stąpam lekko po ziemi, czując jak niejedna z towarzyszących mi rzeczy spogląda obiecująco i wyczekująco, jaką wyzywa we mnie tęsknotę, łudzi zasłoną nieśmiertelności, tak upragnioną, pożądaną; a potem to wszystko przemija i ze wszystkiego opada zasłona, i tak naprawdę nie dzieje się nic, żadna zagadka nie bywa rozwiązana i nikt nie zdejmuje zewnętrznego czaru, aż wreszcie człowiek się starzeje i nawet wygląda mądrze, lecz nie ma już żadnej wiedzy, tylko tak czeka, nasłuchuje.
***
Być zawsze samotnym i spoczywać pomiędzy cichymi, smętnymi pniami drzew, i egzystować pośród zwierząt, które przede mną uciekają, i z którymi nie można wymienić wrażeń – o jakże jest to smutne i nie do zniesienia!
„Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. […] I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny” (Rdz. 2, 19-20).
***
Nie ma w istocie nic, co można by wypowiedzieć, nie istnieje temat, który dawałby się przemyśleć, a jednak czuję w sobie ową gwałtowną potrzebę ekspresji, ów wieczny pęd do myślenia!
***
Każdy człowiek płynie i zmierza ku nieistnieniu, zmienia się ciągle i ginie wreszcie, podczas gdy jego obraz, stworzony przez artystę czy fotografa, pozostaje zawsze ten sam.
***
Źródłem wszelkiej sztuki, a może nawet i wszelkiego ducha, jest ustawiczny lęk przed śmiercią, wzdryganie przed doczesnością, smutek więdnących kwiatów i opadających z drzewa liści. W ich obliczu nasze serca przepełnia pewność, że i my jesteśmy docześni i wnet na zawsze uwiędniemy. Dlatego artysta tworzy obrazy a myśliciel formułuje tezy i szuka niezmiennych praw, po to, by uratować coś z tego wszystkiego, z „tego wielkiego tańca śmierci”, aby utworzyć coś, co nas przeczeka i co przedłuży naszą istność.
***
Należę do tych nieszczęsnych artystów, którzy wprawdzie odznaczają się jakimiś zdolnościami, ale nie znajdują właściwych środków do ich urzeczywistnienia. Jestem człowiekiem, któremu dane jest odczuwać głęboko i nosić w duszy wzniosłe chwile, odżywiać szlachetne i niezrównane obrazy, a mimo to nie znajduję drogi, aby je z siebie wydobyć na światło dzienne i ukazać ich kształty ku radości innych.
***
Śmierć i rozkosz są dwoma stronami tego samego medalu. Tak jak miłosna rozkosz, w chwili najżarliwszego napięcia, pewna jest, że w następnej chwili będzie musiała zniknąć ze sceny życia i poddać się pętom śmierci, tak najniklejsza samotność i pogrążenie w melancholii bywają pochłonięte przez pożądanie i zanurzenie w jaśniejszych stronach życia.
***
Sztuka jest zjednoczeniem „świata ojcowskiego i macierzyńskiego” (H. Hesse), ducha i ciała, idei i krwi. Może się ona poczynać w najgłębszej zmysłowości i wieść ku najdalszym abstrakcjom, lecz równie dobrze może wywodzić swój początek z czystego świata idei, kończąc ów bieg w pulsującym życiem rezerwuarze ciała.
Sztuka jest możliwością połączenia tych sprzeczności, a przynajmniej szansą na znalezienie czytelnego języka godzącego nieuniknione rozdwojenie, pewnego symbolu jednoczącego antynomie. Ale sztuka nie jest wyłącznie darem, nie można jej otrzymać za darmo, kosztuje wiele, wymaga ofiar. I jakże chętnie poświęca na swoim ołtarzu wolność, ludzką swobodę, błąkanie się bez przestrzeni i granic, nieregularność wędrownego życia, samotność i niepodległość!
Sztuka nie ogranicza się do obowiązku posłuszeństwa mistrzowi, nie siłom wyższym, konieczności, ale żąda oddania samej sobie, tej tak na pozór niematerialnej bogince. Jej potrzeby są nieogarnione: dach nad głową, narzędzia pracy, farby i dłuta, płótna i drzewa… tak błahe, a wymagające wierutnych poświęceń.
***
Współcześni niewiele widzą, nie pragną wiedzy i nie spostrzegają jej nawet, w istocie nic do nich nie przemawia; nie ma znaczenia, czy na ich oczach odchodzi z tego świata życie. Nie dostrzegają nadziei na twarzy świętego, jej szlachetności i cierpienia, całej tej paraliżującej trwogi ludzkiego bycia; nie chcą już nic i ich to nie zajmuje! Zadowoleni są tylko sobą albo zajęci bez miary błahostkami, zawsze jest dla nich coś ważne, zawsze się śpieszą naprzód, śmieją się drwiąco, opluwają krzyczą i hałasują bez miary, biją się o dwa grosze, a jeszcze czują się w tym dobrze, ich satysfakcja nie zna granic.
***
Coraz częściej, niekiedy zupełnie nagle, jakby za wpływem magii, opuszcza mnie wesołość i biegnie w dal skromny spokój, opada ze mnie ta nikła sytość, owo nikczemne zadowolenie splątane z wyniosłością duszy. Wówczas porywa mnie coś wstecz, w kraj samotności, rozmyślania, na bezustanną podróż myśli, na rozważanie cierpienia i śmierci, na dywagację nad marnością moich poczynań, na wpatrywanie się w złą otchłań. I bywa tak, że z tego beznadziejnego oglądania rzeczy, z tego bezsensownego oddawania się sprawom straszliwym, wykwita nagle jakaś radość, jakieś gwałtowne zauroczenie, wola słuchania tęsknej pieśni, objaśniania wszechświata, spisania niekłamanych wrażeń. I kiedy wącham świeży kwiat albo się bawię z psem czy kotem, powraca do mnie cała promienność życia, a wraz z nią dziecięce pojednanie ze światem.
***
Okruchy rzeczywistego świata, złotawy połysk nad wodą, cienie i zjawy naniesione wiatrem, mgliste przeczucia odległego lasu, wszystkie te na poły realne i profetyczne zjawiska życia są tak niewypowiedzianie piękne i takie uszczęśliwiające, a przecież tworzą antynomię rostrum wykreowanego przez artystę. Bo gdy piękność obiektów nienazwanych zdaje się pozbawiona kształtu i jest owiana tajemnicą, to dzieło sztuki wprost przeciwnie – jest samą formą, przemawiającą bezpośrednio. Albowiem nic nie może być bardziej bezkompromisowo jasne i określone jak linia nanizana na płótno bądź wyrzeźbiona w twardym drzewie. Nie ma w niej nic łudzącego, nieuchwytnego, rozpływającego się w przestrzeni.
***
Dzieła sztuki sprawiają tak gorzkie rozczarowanie, ponieważ budzą pragnienie rzeczy najwyższych, ale żądania owego najczęściej nie zaspokajają. A to dlatego, iż brak im jest tajemnicy, sacrum odpowiadającemu marzeniu.
***
Gwałtowną falą objęło mnie uczucie znikomości, które tak bardzo dręczy i oszałamia. Wszystko przekwita w moich oczach i wyczerpuje wszelką rozkosz, i pozostawia proch i miał. Lecz pozostaje ta obecność: trwała, prastara i wiecznie młoda, ze smutnym i niezaspokojonym uśmiechem miłości na twarzy.
***
Wędrowiec na tym świecie może być czuły bądź brutalny, pełen talentów albo głupi, przepełniony brawurą bądź tchórzliwy, ale jest w głębi serca dzieckiem i żyje pierwszym dniem stworzenia, zanim się rozpoczęły dzieje.
Moim istnieniem rządzi niewiele popędów i potrzeb. Jestem głęboko świadom, jak ułomne i znikome jest to wiotkie życie, i jak żałośnie i trwożliwie przemierzam gwar wszechświata, wsączając weń kroplami gorącość krwi. Znikomość mojego bytu, bez przerwy więdnącego i przystrajającego się w kostium śmierci, moja dziecięca odraza do praw i rozumu, cicha bezbronność i potajemne wyzywanie zagadek wszechświata, od dawna odcisnęło się piętnem na mej duszy i przeniknęło aż do głębi. A mimo wszystko tkwią we mnie jeszcze duch i wola, czyniąc bogatym oraz trudnym, tak jak wzbogaca się i rozkwita życie zaledwie rozdwojone i spowite w sprzeczności. Rozsądek i trzeźwość, szał i rozkład, miłość i nienawiść, przytomna rozkosz zmysłów, zza której zerka gniewnie śmierć – oto symptomy cielesności.
***
Moja uboga dusza nie chce już dążyć do uczoności, ale do kontemplacji i cichego marzycielstwa w cieniu kościelnych krużganków i sklepień.
***
Jestem niewiarygodnie smutny i to jest fakt, ale co mnie tym smutkiem natchnęło, tego zaiste już nie wiem. I tak to jest: smutek, który przemija, przepływające w dal cierpienia i rozpacz, blaknąca radość i wesołość, tracące na swej głębi i znaczeniu, a wreszcie pustka, nieokreśloność, której nie można sobie przypomnieć. Wszystkie one przychodzą i odchodzą, nie pozwalając człowiekowi na ustalenie ich wydźwięku.
***
Dzięki pisaniu zelżało i osłabło uczucie przepełniające ciężarem mą duszę. Przeładowało się i minęło. Póki piszę, nie wiem, gdzie się znajduję, a mój ubogi świat zewnętrzny składa się tylko ze stołu, karty papieru oraz pióra. I jeszcze wieczornej lampy, która budzi ostatnie przeżycia i z nieubłaganą jasnością ukazuje minione wędrówki, po czym wałęsa się po stole z dziwnie rozdwojonym światłem, na wpół witając, na wpół żegnając dzień bieżący.
***
Jakże wykpionym jest się przez życie! Kiedy się tylko egzystuje, pozwalając do woli grać zmysłom, wówczas doznaje się niejednej rozkoszy, lecz nie ochrony przed marnością. Jest się zaprawdę „jak grzyb w lesie, który dzisiaj pyszni się w pięknych barwach, a jutro gnije” (H. Hesse). Ale kiedy szuka się jakiejś obrony i zamyka w kilku ścianach pokoju, gdzie usiłuje się stworzyć pomnik temu nieprzeciętnemu i nietrwałemu byciu, wtenczas trzeba zeń szybko rezygnować, wtenczas jest się tylko narzędziem, wprawdzie w służbie rzeczy nieprzemijających, ale tak do cna wyczerpujących i zagrażających naszej wolności! Wtedy zanika rozkosz życia.
Pytanie: Czy tworzyć dalej, płacąc za to cenę życia, czy żyć, zrezygnowawszy jednak ze szlachectwa twórczości?
© Andrzej Osiński