Artysta na odludziu

Nikos Economopoulos

Przedmiotem tego opowiadania jest powściągliwy B., który rościł sobie pretensje do „udziału w świecie” (B. Schulz i nast.), w atmosferze, jaka jest domeną ludzi wielkiego ducha. Chciał należeć do ich rodziny, poczuć, że jego kosmos „graniczy” i „dotyka się” z innymi światami. Pragnął żyć w punkcie przenikania się i krzyżowania poglądów i myśli, oddychać pełną piersią różnymi tradycjami i stylami, chciał to wszystko objąć w swej prostocie i nieśmiałości. Nie wystarczały mu obiektywne „formacje duchowe” zawarte w systemach filozoficznych i książkach, pociągały go żywe indywidualności – chciał z nimi obcować, zanurzać się w ich sztuce jak w „wiosenną burzę”. Miał uczucie, że z nimi sąsiaduje, jak gdyby „pukał w tę samą ścianę z dwóch stron”, i bliskość ta wydawała się mu znamienna. Pragnął ukrócić wszelki dystans pomiędzy ludźmi, z radością i bez oporów tworzyć; udawało mu się to, mimo, iż nie znał zupełnie współczesnej prozy i nie posiadał wykształcenia literackiego.

Niekiedy kłócił się z wierszami innych poetów, nie był ich w stanie zrozumieć: rozwijały się one i „rozrastały” na jego oczach, uważał, że trzeba zajmować się nimi „osobno”. Jego poezja była w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu okazjonalna, był to „pamiętnik przygód wewnętrznych” i – jak sam określał –„diariusz chwil metafizycznych”. Każdy z jego utworów powstawał nie na gruncie „jakiejś metody” czy formalnej postawy, ale z „nieprzewidzianych przesłanek”, z jego intelektualnych zasobów. Nie wyróżniała ich jednoznaczna maniera, każda z tych strof była do innej niepodobna, nieznająca nic prócz siebie, nieposiadająca poprzedników – po prostu „pierwszy egzemplarz nowego gatunku”. Samowystarczalność, szczerość i niezależność, jakimi odznaczał się B., była zniewalająca. Zachwycał także jego brak krytyki wobec twórczości innych literatów, uparcie bronił się przed porównywaniem i osądzaniem cudzego spojrzenia, wolał skoncentrować się na swoim trudzie.

Nikos Economopoulos

Intrygujący, osobny świat wylewał się z jego wnętrza z niepowstrzymaną radością, jego drobne „kosztowności” olśniewały, mieniąc się i dotykając głębi samego istnienia. B. zanurzał się w domenę drobnych przeżyć, za pomocą których pragnął wyrazić nieskończoność. Inni jedynie powierzchownie obcowali z tym światem; szukał u nich słów zrozumienia i bliskości, pragnął werbować adherentów. Pisał o skromnym człowieku: „genialnej fikcji”, która przysłania rzeczywistość. Uważał, że jednostkowa egzystencja nie jest realna, wierzył w „nieskończenie odległe od siebie i suwerenne sposoby życia”, które nie mieszczą się w żadnej formule. Był przekonany, że od jednej istoty ludzkiej do drugiej skok jest większy niż „od robaka do najwyższego kręgowca”. W myśl tej teorii człowiek miał stanąć przed innym człowiekiem wolny od jakiejkolwiek filozofii i ustalonych poglądów, w krystalicznej jasności i bez zniekształceń. Świadomość tego dawała mu upojenie i triumf.

Niekiedy nosił w sobie marzenie o złotej epoce, która gości w sercu każdego z nas; miał to być czas niezlokalizowany w żadnym kalendarzu, przekraczający chronologię: era, w której „wszystkie rzeczy oddychały blaskiem bożych kolorów”. Urzeczywistniał ją w swoich pracach, stworzył z niej dziwną mitologię: nie jakąś zastygłą i historyczną, lecz pulsującą podskórnie i domagającą się „naszej krwi”. B. pragnął pomocy w dźwiganiu tego świata; nie chciał go tłamsić przez cały czas wyłącznie pod własną skórą. Często czuł się jak udręczony Atlas noszący na barkach zbyt wiele; wierzył, że choć na chwilę dane mu będzie złożenie tego ciężaru na czyichś ramionach, że rozprostuje kark i bez żalu spojrzy na to, co podtrzymywał. Czasami bywał pogrążony w głębokim upadku ducha i żywił przekonanie, że niczego wartościowego już nie stworzy. Była to zwykła neurastenia i „awersja do pióra”, zgubna tym bardziej, że jej bezwolnie ulegał.

Nikos Economopoulos

Materiał pisarski, którym dysponował był ogromny: wprost uginał się pod ciężarem wyznaczonej przez siebie misji. Walczył z duchową pustką, która nieustannie dawała o sobie znać; miotały nim przypływy i odpływy, z którymi nieudolnie sobie radził, był przekonany, że musi się oddać wyłącznie twórczości a nie pracy zarobkowej, wierzył, że brak ciągłości zabija natchnienie. Chciał być posłuszny tylko głosowi wewnętrznemu, który jest – w jego mniemaniu – przejawem „prawdziwego powołania”, przeczuciem przyszłej siły, skupienia i gotowości. Jego proza tchnęła smutkiem niespełnienia, rozczarowania, starzenia się, cierpliwie szukał w niej prawdy, artystycznego napędu, który będzie można spożytkować i użyć na własną korzyść. Jego muza tęskniła za ciepłem i pogodą, uwielbiał lato; jesień stanowiła dla niego źródło utraty weny, napędu i pasji, by ją przetwarzać w formę.

B. uporczywie wierzył, że są treści i wyzwania niejako przeznaczone i czekające na nas na samym „wstępie życia”: obrazy, które stanowią program i „żelazny kapitał ducha”, dany nam w formie przeczuć i nieuświadomionych doznań. Te wczesne obrazy wyznaczają artyście zakres jego twórczości. Twórczość ta wypływa z już istniejących założeń i przesłanek, nie odkrywa czegoś nowego, uczy się jedynie tego, co odgórnie otrzymała. Był świadom, że pisanie jest czymś w rodzaju „nieustannej egzegezy”, komentarzem do „tego jednego wersetu”, który został zadany u progu życia. Sztuka nie rozwiązuje tej tajemnicy do końca, pozostaje ona „nierozwikłana”, otacza nas coraz szczelniej. B. walczył z przekonaniem, że jego książki mają destrukcyjny wpływ na życie, być może nawet tak było z punktu widzenia pewnych „ustalonych wartości”. Wierzył równocześnie, że sens sztuki leży poza wszelką moralnością – jest ona spontaniczną „wypowiedzią życia”, która kreuje etykę, a nie na odwrót. Uważał, że sztuka nie może przetwarzać jedynie banałów, gdyż byłaby wówczas niepotrzebna.

Nikos Economopoulos

Dzieła literackie B. są do pewnego stopnia autobiografią, nie tylko dlatego, że są pisane w pierwszej osobie, i że można się w nich dopatrzeć pewnych zdarzeń i przeżyć dotykających autora. Są autobiografią, gdyż pokazują jego „rodowód duchowy” sięgający do niezbadanych pokładów mitologii, z których zrodził się ten jeden szczególny, niepodległy byt. Jako pisarz starał się jedynie w przystępnej formie odnaleźć to swoje źródło, opowiedzieć do końca własną historię. Była ona prawdziwa w tym sensie, że reprezentowała jego maniery i charakter, jego szczególny los. Sztuka, która najbardziej leżała mu na sercu, była świadomym powrotem do dzieciństwa, do jego pełni i bezmiaru, „genialnej epoki”, w której wszystko było możliwe a przyszłe klęski jeszcze nie ujawniły się. Z tego pragnienia wydobywały się na powierzchnię cudowne poematy, pełne precyzji i czystości formy, przekonujące i realne. Były one dalekie od podskórnego rozpadu i chaosu, wyglądały jak gdyby ich w ogóle nie było: zawstydzające, wzruszające i pełne nadziei. B. stawał się pod ich wpływem człowiekiem faktycznie stąpającym po ziemi, a nie wyobcowanym poetą.

Jego wielkim wrogiem była niewiara i brak miłości do siebie; gotowe utwory nie zyskiwały jego aprobaty, żaden z pomysłów go nie zaspokajał, nic się po prostu nie podobało. Ten stan „nieukontentowania” skazywał go na bezczynność, zwykłe bujanie w obłokach. Bo tak naprawdę pragnął próżnować, wałęsać się, nic nie robić: „mieć trochę radości z krajobrazu” i podziwiać zaświaty. Beznadziejnie czekał na chwilę natchnienia, melodię umysłu, falę prozy, bez których nie odczuwał radości życia. Lecz pisząc nie cierpiał, był jak najdalszy od przekonania, że do tworzenia potrzebne jest cierpienie. Pragnął jedynie ciszy, „kontemplacyjnego łakomstwa” i „tajnej radości”, wiedział, że do przekazania ma wiele. Tym, co najbardziej go deprymowało była bezczynność, „nieproduktywność”. U ich podłoża legło przekonanie, że do pracy potrzebuje maksimum sprzyjających warunków, zadowolenia i „pogody w duszy”. Niczym Don Kichot starał się przełamywać niedobre nastroje, nie pytał o rezultaty i satysfakcję – opierał swe życie po prostu na trudzie.

Nikos Economopoulos

Poza swoimi tekstami widział niekiedy kontury innych prac, które sam chciał napisać. Pomiędzy ich strofami często umieszczał swoje, dopowiadał sobie ich luki. Były dla niego ostoją niczym książki z dzieciństwa, ongiś bogate i „pełne miąższu”, potem – wraz z dorosłością – ogołocone z listowia. Pragnął je na nowo przemyśleć, uporządkować, czuł głód idei i nowych „systemów myślowych”. Niekiedy się poddawał: wierzył w swoje zdolności, lecz tracił zaufanie do życia, wiarę w pomyślność, w przychylność wszechświata. Wiary tej często szukał u innych, otwierała go ona na twórczość swym „bogatym, sytym i ciepłym klimatem”. Życie i świat istniały dla niego tylko jako materiał literacki, z chwilą gdy nie mógł ich wykorzystać, czuł się jałowy i nieproduktywny. Jego najpilniejszym zadaniem stało się utrzymanie w sobie ciekawości ludzi i świata, twórczej podniety i tkliwości wobec stworzeń i rzeczy. Chciał oprzeć się „procesowi wyjałowienia” i nudy, uwolnić się od „letargu śmierci za życia”.

Był teraz bogatszy i dojrzalszy niż wówczas, kiedy pisał swe pierwsze utwory, lecz wraz z dojrzewaniem utracił lekkość i beztroskę. Nie czuł wtedy na sobie żadnej odpowiedzialności, żadnego ciężaru, słów krytyki – teraz pisał już nie tylko dla siebie. Chciał żyć i „połykać” świat, a nie marnieć bezpłodnie, zatrzymać bieg zdarzeń: wyzdrowieć, na pewno wyzdrowieć. Inni byli zaskoczeni faktem, że na takim odludziu pojawił się artysta tej miary, byli olśnieni jego objawieniem. Jego szczerość wstrząsała, piękno frazy wzruszało, przesłanie – paliło. Przyjmowali go jak „ślepiec” radosną nowinę. Po raz pierwszy zdarzyło się im spotkać takie bogactwo natury niemieszczące się jakby „w skali jednej osoby”. Ujrzeli jego świeżość i wyjątkowość, docenili rodzące się w nim możliwości, uwierzyli w jego niewinność i świętość. Był teraz zobowiązany do dawania własnego świata, przekazywania bogactwa jego treści. Zaufał sobie i sięgał do swego wnętrza, wyświetlał je na nowo, wydał walkę  sztuczności i przyziemności, był panem życia i swego kunsztu, wreszcie osiągnął spełnienie.

© Andrzej Osiński

Zdjęcia: https://www.magnumphotos.com/

Published in: on 17 marca 2024 at 15:55  Dodaj komentarz  

The URI to TrackBack this entry is: https://andrzejosinski.wordpress.com/2024/03/17/artysta-na-odludziu/trackback/

RSS feed for comments on this post.

Dodaj komentarz