Pierwsze lata dzieciństwa spędziłem w krystalicznej niewinności, niezakłóconej, przenajświętszej. Płynąłem wiatrem, piąłem falą, parłem rośliną ku przestworzom, łagodnie zanosiłem ptactwem. O, jak beztrosko przemijałem, niepowiązany z samym sobą!
Czysta zewnętrzność, przepływ zdarzeń nie naruszały mej istoty, tkwiłem w jej żądzy i pieściłem, karmiąc się korą nagich dębów, głaszcząc kamienie, ciepłą sierść, zanim potknąłem się w ramiona.
***
Czy człowiek, którego napotkało fatum, stał się ofiarą swej słabości, czy złośliwości innych istot, nędzną igraszką w dłoniach Boga?
Szatan, Chimera i Meduza z rąk li ludzkości się pobrały, czy może triumfem naznaczone, nietłumaczone, nienazwane, wzięły się z wyżyn nam nieznanych, co sieją trwogą i klęskami?
Być heroicznym, nieugiętym, zwie się niekiedy świętokradztwem.
***
Nie bywam w wyższych sferach, ja, który dotychczas trwałem w pojedynkę w walce z człowiekiem oraz Bogiem, władając tylko bronią wroga, co się ujawnia, oferuje.
Nie muszę walczyć w owych kręgach, siłą odnosić zwycięstw wątłych, lecz się podobać, lecz się sprzedać, a ja zupełnie nie nawykłem.
***
Usposobienie mistyczne przejawia się w pożądaniu przez ludzkość boskości.
Sęk w tym, że nie potrafię się zorientować, w którym momencie Bóg się kończy, a w którym zaczyna głosić swoje orędzie.
***
Pragnąłbym nigdy nie parać się myślą, oddać ją innym, nienazwanym.
Pragnąłbym stać się mężem czynu, słowa roztrwonić i odegnać, przesłać je obcym, rozedrganym, co dostarczają pięknych racji do działania.
***
Współczesna wiedza i jej koryfeusze! Czy nie należałoby przedstawiać ich en face, w egipskiej pozie hieratycznej, znieruchomiałych na cokole?
***
Nie istnieje na świecie takie więzienie, ani bariery ani fosa, które mogłyby oprzeć się próbom ucieczki, których nie pokonałoby zuchwalstwo i jawna wola opuszczenia.
***
Opium uzależnień fabrykowane przez współczesną cywilizację działa nie tylko na ludzką wolę, usypiając i wprowadzając ją w błąd; wabi cudownie, czule wzywa, syci rozkoszą, mirażami. Skłania do pustej aktywności umysł, który zwabiony omamami, mknie w fantazmaty, spekulacje, nurza się w wizjach i rozchwianiu, ale aromat oczarowań nie oddziałuje jednako na tych, co go wdychają, co kosztują, i w zależności od substancji, jakie kreuje własna kora, każdy wpada w osobą pułapkę, „gubi się w swoim własnym labiryncie” (A. Gide).
A jeszcze bardziej zdumiewające jest to, że dłuższy kontakt z toksynami, rozsmakowuje ciało, umysł, i już nie można ich uniknąć, odłożyć na bok, postponować. Rozsmakowani, rozwydrzeni, oszołomieni wspaniałością tajemnych doznań i słodyczy, poza którymi rzeczywistość wydaje się tak nieintrygująca, nie mamy zamiaru ustąpić i nie pragniemy oddać pola, i to nas trzyma w labiryncie.
***
Bóg jest nierozproszony, natomiast bogowie są podzielni. On panuje nad wszystkim, oni – władają prowincjami.
Dlatego człowiek redukuje i umiejscawia w jednym punkcie. By się nie przyznać, nie ukorzyć.
***
Jak dotrzeć do Boga będąc człowiekiem? A skoro od Niego pochodzę, to jak mam dotrzeć w jądro siebie? I w którym miejscu się zatrzymać, bezwolnie wyrzec: Niech się stanie?
***
Przebiegłem wszystkie ostępy filozofii, najsroższe drogi intelektu; w płaszczyźnie poziomej jestem wycieńczony błądzeniem. Czołgam się sycząc z mdłego bólu, a tak sądziłem wznieść się w niebo, porzucić cienie nieczystości, odepchnąć szale byłych spraw!
Mój piękny umysł zbyt długo dał się zaprzątać nawarstwieniom i rozwarstwieniom spraw na wytyczonej drodze życia, i pragnie tylko nieba bram, jest przyciągany przez ten lazur.
***
Sądząc, że wydostanę się z labiryntu, nie pojmowałem, iż system istnieje tylko we mnie samym i zapragnąłem cudnych skrzydeł, by mnie uniosły ponad siebie, bym się oddalił poprzez niebo.
Ziemskie ścieżki od dawna były już dla mnie niedostępne, więc to pragnienie, ta mistyka były na czasie, pożądane. I cóż się stało? Moja dusza nie okazała się wystarczająco lekka i przeceniła swoje siły. Teraz nie żyję, to znaczy nie istnieję w czasie bieżącym, na płaszczyźnie ludzkiej, gdzie wespół mkniemy, upadamy, i gdzie każdy z nas rozwija się, wypełnia swoje przeznaczenie, po czym umiera, odpoczywa.
Ale ja nie trwam w waszym czasie, czytając wieczność z nieba bram, gdzie każda chwila trwa w symbolu, a każdy gest zapisuje się według swojego osobnego znaczenia. W tym sensie pozostanę wśród żywych i po mej śmierci tak, jak istniałem przed mym zgonem, w obronie buntu i zwątpienia, i w niepokoju krótkich dni.
Odegram rolę aż do końca, lecz nie przestanę, nie odejdę. Mój wzlot poezji, me błaganie, przeklęte w Sztukę i zły Los, stanie się znakiem, alegorią i zmartwychwstaniem moich łez.
***
Piekło nie przewidziało żadnej innej kary poza bezdennym powtarzaniem gestów nieukończonych w ciągu życia.
***
Głos moich pragnień góruje zawsze nad przyzwoitością i wdzięcznością.
***
Pasją rządzących jest utrzymywanie społeczeństwa we władzy dwóch pozornie wykluczających się uczuć: radości i rozpaczy.
***
Wszystko, co mówię, irytuje kobiety jeszcze bardziej, ale tak to już jest z kobietami, że tracą głowę, kiedy usłyszą głos rozsądku.
***
Równość pomiędzy ludźmi nie jest sprawa naturalną, co więcej jest absurdem nielicującym z biegiem świata. Dobrze się zatem dzieje, kiedy najlepsi górują pięknem swoich cnót nad jałowością, nad miernotą.
Bez współzawodnictwa, bez pożądania i zawiści, rozdęta pospolitość mogłaby stracić wszelką postać, zniknąć w rozpuście, tkwić w bezruchu. Trzeba tu buntu, trzeba wzlotu!
***
Człowiek nie jest i nie będzie wolny, i wcale nie jest wskazane, aby taki stan ducha kiedykolwiek posiadł, ale nie mógłby kroczyć naprzód, gdyby ta wolność nie łudziła, nie przyzwalała na iluzję. Ludzkość jest przez nią więcej warta.
***
Podczas kiedy świat zewnętrzny stracił był dla mnie cały urok, i się zakrywał oczom ciała, zakiełkowało w mym wnętrzu coś osobnego: nowe spojrzenie na wieczystość, na perspektywy wewnętrzności, zbyt pogardzane przez doczesność.
I tak świat ducha, nieuchwytny, niewyczuwalny wątłym zmysłem, jest tym prawdziwym, kierującym, a ten zewnętrzny – mdłą iluzją, oszukującą, oszukaną, niepojmującą, niewidomą.
***
Mnie nie wystarcza egzystencja, a nawet, że istniałem w czasie. Pragnę roztrwonić, rozdać siebie obcym, potomnym, niepoznanym, i nie zezwolić odejść z sobą.
© Andrzej Osiński