Historyczne źródła nie rozpieszczają nas mnogością faktów z życia Giuseppe Sammartiniego, członka szacownej orkiestry przy mediolańskim teatrze Regio Ducal, którego Jan Joachim Quantz, peregrynujący po Europie anno domini 1726, nazywał „jedynym godnym uwagi muzykiem” w stolicy Lombardii i wybitnym instrumentalistą północnych Włoch. Faktem jest, iż kiedy dwa lata później, artysta przybył do Londynu, który przez dwie następne dekady, stać się miał jego domem, poprzedzała go sława świetnego wirtuoza oraz twórcy urzekających sonat a tre, doskonale przyjętych przez pretensjonalne środowisko angielskiej arystokracji.
Kunszt Sammartiniego, doceniony przez znamienitych muzycznych imigrantów w osobach Jerzego Fryderyka Haendla, Nicola Porpory oraz budzącego powszechną admirację Carlo Broschi – Farinellego, zaświecił pokrótce pełnym blaskiem w kierowanej przez autora Rinalda renomowanej orkiestrze Teatru Królewskiego, jak i w serii koncertów w wytwornym Hickford’s Room, gdzie mediolańczyk dał się poznać jako utalentowany oboista.
Zaproszony do domu księcia Walii, w 1736 roku zyskuje prestiżowe stanowisko Music Master to Her Royal Highness, które pozwoliło mu na oddanie się krępowanej jedynie z rzadka obowiązkami pogodnej sztuce kompozytorskiej.
Trudno racjonalnie wytłumaczyć fakt, dlaczego autor kilkudziesięciu koncertów, rozlicznych sonat triowych, solowych, uwertur i malowniczych concerti grossi, nie ustępujących w swej inwencji szlachetnym frazom Corelliego czy Geminianiego, od tylu lat pozostaje w ukryciu, budząc zainteresowanie jedynie wąskiej garstki archiwistów i zagorzałych pasjonatów Melpomeny. (więcej…)