Cztery ostatnie pieśni orkiestrowe Ryszarda Straussa – traktat o tycjanowskiej maestrii, klasycystycznym modusie i światłocieniowej retoryce ewokującej tajemne płótna florenckich manierystów; symptom nieposkromionej weny niepokornego mędrca o jasnych myślach i podniosłym czole, którego majestatyczną drogę harmonijny los usłał był wonnymi różami; przejmujące świadectwo człowieczego zmierzchu dogasającego w bezkresie wszechmocnej natury; intymna konfesja starca kontemplującego bieg cywilizacji i dotykającego spraw ostatecznych.
Nie potrafię przywołać chwili, kiedy uwodzicielski opus rozlewający się kantyleną uprzędzioną w bieli i złocie; o kolorycie rzewnym, kojącym i wysublimowanym, spowijającym melancholijne strofy muślinową bryzą majowej aury, urzekł i owładnął był do głębi moje błądzące istnienie. Dość wyjawić, iż w testamencie autora Heleny egipskiej znajduję transparentną spowiedź dziecięcia wieku, tren na odejście świata wartości skruszonych butnie wojenną barbarią, przedsmak misterium magnum drżącego wzniosłym przeczuciem Boga; rezonans nietzscheańskiej Prajedni, skąd wyłaniają się nasze jaźnie i dokąd zmierzamy udręczeni ciężarem bytowania.
Pogrążenie się w tym wyszukanym i sugestywnym wyznaniu piewcy Kawalera srebrnej róży, stanowi muzyczną komunię tożsamą z transcendentnym doświadczeniem religijnym, opatrującym ciało ukojeniem i odprężeniem. W jej niepojętym procesie odsłania się niepisana w słowach radość, tudzież metafizyczny dreszcz o proweniencji ponadzmysłowej i pozamaterialnej, a „dusza, upojona tą chwilą szczęśliwą, / Czarodziejskich uroków złoty wątek plecie. / Czuje się ptakiem, kwiatem, światłem, wodą żywą, / Chwyta z niebem ją niegdyś łączące ogniwo / I do Boga w milczeniu powraca jak dziecię” (Leconte de Lisle). (więcej…)