„Nikt nie może wątpić, że słodycz zawarta w harmonii muzyki, poezji, wymowy i innych sztuk, choćby nie w równym stopniu odpowiadała smakowi wszystkich, ma jednak swą podstawę w naturze” – syntetyzował u schyłku XVII wieku, galijski akademik i architekt François Blondel, a rzymski esteta i archeolog, Giovanni Pietro Bellori, kontemplujący cnoty iluminacji jako zasady odżywiającej egzystencję kunsztów, ewokował: „Najwyższy i wieczysty duch, stwórca natury, tworząc swe cudowne dzieła przez głębokie zapatrzenie się w siebie samego, ukształtował pierwsze formy zwane Ideami, tak że każdy rodzaj rzeczy wyrażony został przez ową pierwszą Ideę, dzięki czemu powstało przedziwne powiązanie rzeczy stworzonych”.
Somnambuliczna konwersacja kompozytorów i poetów, oddzielonych od siebie zasłoną czterech stuleci – egzaltowanego Sigismonda D’Indii wespół z sugestywnym Danielem D’Adamo – oscyluje wokół intymnej, acz delikatnej i z gruntu drażliwej fuzji dwóch finezyjnych opusów ludzkiej myśli: poezji oraz muzyki. Ta pierwsza, której nadrzędną właściwością jawi się – jak skonstatował lyoński jezuita i eksplorator heraldyki, Claude François Menestrier – „tworzyć fikcje i fabrykować obrazy”, systematycznie i szczerze dąży do supremacji nad drugą, poruszającą się w nas „świętym tchnieniem” (F. Schlegel) i zrodzoną wyłącznie „z najwyższego poruszenia najintymniejszych mocy duszy i umysłu, które nazywamy entuzjazmem” (F. W. Schelling); a to poprzez żądanie respektu wobec słowa i przysposobienie doń służebnej szaty dźwiękowej.
„Jakżem szczęsny bez miary, że ogień wspaniały / Zdołał jeszcze na życie odwrócić się nowe, / Chociażem się do zmarłych już zaliczał prawie” – ekscytował się dobiegający kresu bytu, Michał Anioł. Świt italskiego Seicento okazał się świadkiem zadziwiającej eksplozji kunsztów i nauk. Afektowana i giętka fraza literacka w rękach herosów pokroju Guariniego, Marina, Rinucciniego, Tassa tudzież Chiabrery, święciła olśniewające triumfy, przyciągając solenną uwagę ze strony żądnych emancypacji muzyków. (więcej…)