Baudelaire: Anioł wygnany ze sztucznych rajów

Gustaw Courbet: Karol Baudelaire

Gustaw Courbet: Karol Baudelaire

I. La Damnation

Podziwu godny, nieśmiertelny instynkt Piękna każe nam traktować Ziemię i jej spektakle jako zarys, jako odpowiednik Nieba – podnosił Karol Baudelaire – Moje nie dające się zaspokoić pragnienie wszystkiego, co w zaświatach, a co ujawnia życie, jest najżywszym dowodem naszej nieśmiertelności (…) Przez poezję i na wskroś poezji, przez muzykę i na wskroś muzyki jej dusza podgląda znajdujące się za grobem wspaniałości, a kiedy jakiś wyborny poemat wyciśnie z oczu łzy, nie są one dowodem nadmiaru rozkoszy, lecz raczej świadectwem pobudzonej melancholii, skłonności nerwów, wygnanej w niedoskonałość natury, która chciałaby zawładnąć natychmiast, na tej ziemi, objawionym rajem”.

William-Adolphe Bouguereau: Nimfy

William-Adolphe Bouguereau: Nimfy

Piewca perwersji, szafujący rygorystyczną moralnością, wyrafinowany esteta pławiący się w wyziewach paryskiego półświatka i przykuty do amorficznego ciała wstrętnej Louchette, sublimowany anachoreta lgnący do ciepła konwencjonalnego mariażu i porażony lękiem przed najskromniejszym ostracyzmem, tytan wysiłku niezdolny do jego zdecydowanego podjęcia, apologeta egzotycznych podróży, torturowany myślą o opuszczeniu szczelnie osaczającej metropolii, dumny podsądny poddany znienawidzonej kurateli, acz nie tęskniący wyzwolić się z jej natrętnych okowów – twórca Kwiatów zła (1821-1867) wiódł egzystencję, jakiej nie był pożądał, a która w istocie odpowiadała jego najskrytszym oczekiwaniom: „Zawsze doznawałem dwóch sprzecznych uczuć – zauważa – strachu przed życiem i zachwytu nad życiem. Duszę mam tak osobliwą, że sam się w niej nie odnajduję”.

W górze i w dole, zewsząd pustka i milczenie,

Przestrzeń straszliwa, w której czujemy spętanie…

Bóg palcem mądrym w nocy mych mglistym tumanie

Kreśli wielokształtnego koszmaru widzenie.

William-Adolphe Bouguereau: Dusza uniesiona do niebios

William-Adolphe Bouguereau: Dusza uniesiona do niebios

Śmierć ojca, jansenisty o osiemnastowiecznej uprzejmości i manierach, tak wdzięcznie rzutujących na arystokratyczną konduitę dojrzałego Karola, wytrąciła sześcioletniego chłopca z istnienia subtelnego i rozmarzonego; mistycznej jedni zatraconej w niebiańskiej słodyczy i uświęconej afektem miłości do matki. Jej powtórne małżeństwo z majorem Jacques’em Aupick, prominentnym oficerem odznaczającym się nader surową pobożnością i nieugiętym rostrum moralnym, peregrynacja do odległego Lyonu, spowitego węglowym pyłem i rozdartego robotniczymi animozjami oraz wojskowa dyscyplina Collège Royal, w którego ponurych wnętrzach autor Albatrosa zostaje osadzony, dopełniają nieszczęścia eterycznej duszy wyeksmitowanej z „niewinnego raju” utraconego dzieciństwa.

William-Adolphe Bouguereau: Zmierzch

William-Adolphe Bouguereau: Zmierzch

Umysł miłujący przestrzeń i rozkochany w naturze długo miota się w dusznych murach” – rozważał po latach w przejmującym studium o Edgarze Allanie Poe, literackim outsiderze epatującym frazą kunsztownie zdeformowaną i spirytualnym bracie naznaczonym entuzjazmem dla zagadek bytu – „Człowiek, którego mroczny i pełen rozpaczy talent budzi wasz strach, został z premedytacją wrzucony pośród nieprzyjaciół”. Stąd wiedzie żywot posępna rysa, nakazująca poddać się uporowi i goryczy, stąd wściekłość wygnańca, owioniętego czuciem bezpowrotnego upadku, stąd przeświadczenie o predestynacji odmiennej od losu ogółu i predylekcja do krańcowej samotności; wiekuista jedyność, abstrakcyjny heroizm, aprioryczna niepowtarzalność.

Baudelaire był duszą wielce delikatną, bardzo subtelną, oryginalną i czułą, która zarysowała się przy pierwszym zderzeniu z życiem” – komentował Jules Buisson, langwedocki przyjaciel z lat „Szkoły Normandzkiej”, a Laforgue, zauroczony intymnym tonem poetyckich zwierzeń nadmienia: „On pierwszy snuć będzie opowieść ściszonym jak na spowiedzi głosem, nie przybierając pozy natchnionego”.

William-Adolphe Bouguereau: Orestes ścigany przez Furie

William-Adolphe Bouguereau: Orestes ścigany przez Furie

I czas mnie wchłania z wolna, dni za dniami płyną

Niczym śnieg, co wciąż sypie na bezwładne ciało;

Dziś wzrokiem obejmuję z góry ziemię całą

I nie szukam już na niej schronienia przed zimą.

Każdy normalnie ukształtowany umysł nosi w sobie dwie nieskończoności, niebo i piekło, i w każdym obrazie jednej z tych nieskończoności rozpoznaje nagle połowę własnej istoty” – spostrzegał. Osią Baudelairowskiej egzystencji jest nie kończące się pochylanie nad sobą; kontemplacja wyjątkowości artysty uwięzionego w świecie przedmiotów i zdarzeń bez znaczenia. Sztuczne raje, opalizujące i nadrealne, kreują sztafaż dla monotonnych stanów udręczonego ducha, nie ustającego w wysiłku scalenia rozdwojonej jaźni: „Natura nie uczy nas niczego, lub prawie niczego. (…) Wszystko, co piękne i szlachetne, jest wynikiem pracy rozumu i wyliczenia. Zbrodnia jest z pochodzenia swego naturalna. Cnota, przeciwnie, jest sztuczna, nadnaturalna”.

William-Adolphe Bouguereau: Sztuka i literatura

William-Adolphe Bouguereau: Sztuka i literatura

Metafizyczne dywagacje kreują Nudę rozsnuwającą cień zblazowanej apatii, obsesja osobistej bezużyteczności odżywia łaknienie pogrążenia się w niebycie, zniechęcenie, niewiara i sprzeczność nastrojów osaczają szczelnym pierścieniem – bezcelowość istnienia poraża ironicznego bourgeois grozą; dryfująca świadomość napawa absurdem, wstrząsa refleksją, zatruwa próżne wysiłki i przedsięwzięcia: „Bywają natury z gruntu kontemplacyjne i całkowicie niezdolne do czynu, – ocenia – pod wpływem tajemniczego i nieznanego impulsu działające z gwałtownością, o jaką nie mogłyby same siebie podejrzewać, [dusze, co] niezdolne do najprostszych i najkonieczniejszych posunięć, znajdują w pewnej chwili niespodziewaną odwagę do spełnień najbardziej absurdalnych, a często i najbardziej niebezpiecznych”.

W sytuacji, kiedy sama idea działania jawi się przerastającym zmysły koszmarem, okresy hiperbolicznej aktywności interferują z periodami bezdennego odrętwienia, natrętne podniecenie towarzyszy skrajnej obojętności a niespełnione i martwe projekty szarpią namiętnościami, wiodąc jednostkę to w górę ku świetlistym gwiazdom, to w dół, do najohydniejszych piekieł, gdzie człowieczeństwo, pozbawione ucieczki i wyzwolenia, ulega unicestwieniu w zimnej otchłani: „Każdy człowiek, o każdej godzinie, wzywa równocześnie Boga i Szatana. Wołanie do Boga, czyli duchowość, jest pragnieniem posuwania się wzwyż; wołanie do Szatana, czyli zwierzęcość, radość poniżenia”.

William-Adolphe Bouguereau: Miłosierdzie

William-Adolphe Bouguereau: Miłosierdzie

Aniele pełen ładu, czy ty znasz te lęki,

Wstyd, wyrzuty sumienia, napady niemocy

I niejasne koszmary tych straszliwych nocy,

Co ściskają nam serce kleszczami udręki?

Aniele pełen ładu, czy ty znasz te lęki?

Pełnia swobody, nieprzewidywalna, bezzasadna i nieograniczona, porażała Baudelaire’a trwogą, skazując go na indyferentną wegetację w nicości bezkresnej i bezczasowej; pustce poprzedzającej wszelkie stworzenie. Rozdarty pomiędzy pryncypiami Dobra a Zła, zgnębiony wyrzutami sumienia i upadający pod ciężarem poczucia winy, autor Śmierci nędzarzy intensywnie przeżywa rozterki moralne wynikające z restrykcyjnego wychowania, zmaga się z gargantuicznym wymiarem ziemskiego krzyża, traktuje siebie jak przestępcę, ogłasza „winnym ze wszystkich stron”.

William-Adolphe Bouguereau: Regina Angelorum

William-Adolphe Bouguereau: Regina Angelorum

Jeśli idea Cnoty i Miłości nie przeniknie wszystkich naszych radości, tego, co daje nam rozkosz, cała rozkosz stanie się nam torturą i wyrzutem” – głosi – „Być wielkim człowiekiem i świętym dla siebie samego, oto jedyna rzecz ważna”. Trzeźwość, wstrzemięźliwość, praca bez wytchnienia i miłosierdzie – oto cierpkie nakazy, jakie wypływają spod jego pióra i w imię których opieszały dandys o predylekcji do środków odurzających, oschłości serca i seksualnych kuriozów, żąda otrzymać rozgrzeszenie. Lecz cóż, skoro nie podąża za nimi utylitarny kodeks, pozwalający na ekskluzję sprzeczności w sobie i poza sobą! Baudelaire woli pozostać potępiony niż zrehabilitowany dla niepodległej sztuki i wyższej etyki, którą pragnąłby eksponować: „Czy muszę wyznać to Panu, – pisze do Narcyza Ancelle’a w postludium procesu 1857 roku – któryś nie odgadł tego bardziej niż inni, że w tę okropną książkę, włożyłem całe moje serce, całą moją czułość, całą moją religię, całą moją nienawiść?”.

Krnąbrne są nasze grzechy, podła nasza skrucha,

Za którą sobie płacić każemy sowicie,

I znów wesoło w błoto kierujemy życie,

Ufni, że łzy nikczemne zmyją plamy z ducha”.

William-Adolphe Bouguereau: Uwielbienie

William-Adolphe Bouguereau: Uwielbienie

Osamotniony i odepchnięty przez rodziców, piewca Spleenu łaknie ciągłego towarzystwa, chłonąc obecność tych, którymi gardzi. Nie pożąda miłości ani relacji równoprawnych, unika przyjaciół i powierników, z rzadka zapuszcza się w rewiry stołecznych szumowin; torturą jest dlań każde wejście do kawiarni, muzeum czy opery, gdzie ciekawskie spojrzenia niedbale lustrują bezbronnych intruzów („W teatrze, na balu, każdy może się na nas napatrzyć do syta” – histeryzuje). Posępny mizantrop obawia się zimnej bezwzględności tłumu, drży przed zewnętrzną nagością; deliryczna nieśmiałość paraliżuje jego ruchy i gesty, odbiera czystość mowy i intonacji.

Prowokujący i prowokowany, ekstrawagancki i agresywny, wyzywający i wyzywany; paryski grzesznik rozkoszuje się ograniczoną niezależnością luksusowego dandysa, rozmiłowanego w eklezjastycznym namaszczeniu, szmince oszukującej niedoskonałości, dyskretnych ozdobach i wymuskanej garderobie, intronizującej ład w wielkomiejskim pandemonium: „Świeżo ogolony, z włosami zawiniętymi za uszami, w nieskazitelnie białym, miękkim kołnierzyku koszuli, który wystawał znad kołnierza długiego płaszcza, wyglądem swym przypominał zarazem protestanckiego duchownego i aktora” – przywołuje Eugène Crépet, a Théodore de Banville wspomina: „Jeśli chcieć słowo „czarujący”, zastosować do ludzkiej istoty, to chyba właśnie do niego, bo była w nim szlachetność, duma, elegancja, uroda zarazem dziecka i mężczyzny, głos uroczy, melodyjny, o pięknej barwie i dar wymowy nieodparty, bo płynący z głębokiego skupienia; zarazem mówiły i pełne a delikatne purpurowe wargi, i oczy tryskające życiem i myślą, a nawet długie, gęste i jedwabiste czarne włosy przebiegał jak gdyby prąd jego inteligencji”.

William-Adolphe Bouguereau: Uwiedzenie Psyche

William-Adolphe Bouguereau: Uwiedzenie Psyche

Dandy powinien nieustannie dążyć do doskonałości; powinien żyć i spać przed lustrem!” – autor Biednej Belgii cynicznie odsłania perwersyjną oziębłość, antynaturalizm i bizantyńskie umiłowanie sztuczności, sankcjonujące ceremoniał stoickiego wysiłku i nieskazitelny rygor moralny. „Dziwność jest nieodzowną przyprawą wszelkiego piękna” – podkreśla, okazując odrazę dla spontanicznej błogości i pogodnego odprężenia – „Bogowie radośni, nienawidzę was; Jezus nie śmiał się nigdy!”.

Ekstatycznie napięty, skoncentrowany po krańce ludzkiej percepcji, zakleszczony w intelektualnych ryzach, jakie sam sobie narzucił, twórca Litanii do Szatana przedkłada absurdalny „ideał” arystokraty ducha: istoty pogrążonej w heroicznym akcie doskonalenia duszy, wyrzekającej się przekleństwa fizjologii i zastygłej w stadium najwyższej gotowości; Ganimedesa dryfującego w próżni, kapłana i ofiarę osobliwego kultu:

Ja jestem zbrodnią – oraz karą,

Jestem i raną – i kindżałem,

I kołem – i łamanym ciałem,

Jestem i katem i ofiarą!

William-Adolphe Bouguereau: Dante i Wergiliusz w piekle

William-Adolphe Bouguereau: Dante i Wergiliusz w piekle

Trudniej jest kochać Boga niż w niego wierzyć – ironizował – Przeciwnie, trudniej jest ludziom tego wieku wierzyć w Diabła niż go kochać. Wszyscy mu służą, nikt w niego nie wierzy”. W Baudelairowskiej fantasmagorii, nieprzebłagany creator mundi przemawia tonem starotestamentowym, rozsyłając zastępy płomienistych aniołów, aby torturowały upadłych grzeszników. Nieszczęśni nikną w bezdennej toni, próżno wołając o Chrystusowe wstawiennictwo; łaska miłości nie jest im dana, a augustiański osąd odbiera możność wydźwignięcia się w sferę spełnienia aspiracji. A przecież ten „poeta, któremu przypisywano brak uczuć ludzkich, naiwny arystokratyzm, był w rzeczywistości najczulszym, najserdeczniejszym, najbardziej ludzkim” (Marcel Proust):

Żeś dał cierpienie, pochwalon bądź, Panie;

Boski to lek jest na zmazy i grzechy,

Cóż bo lepszego człek silny dostanie

Jako skrzepienie do świętej uciechy!

William-Adolphe Bouguereau: Nimfy

William-Adolphe Bouguereau: Nimfy

Cała literatura wywodzi się z grzechu”: Dla ubiczowanego enfant terrible, konsekrującego konserwatywne zniewolenie, poniżonego radami kafkowskich „Panów” i spętanego okowami narzuconej ascezy, prawa etyczne istnieją po to, aby ukrycie je gwałcić. „Bóg toleruje zło, dopuszcza zło w imię dobra wolności. – rozsądza Mikołaj Bierdiajew – Pobłażliwość wobec zła wchodzi w opatrznościowy plan Boży”. Nie kontentując się nędzną pozycją pariasa, nie będąc w stanie przeniknąć do źródeł wewnętrznej siły, niweczącej nienawistne więzy, pragnąc nareszcie zamanifestować niezawisłą wolę, a jednocześnie w żadnej mierze nie naruszyć istniejącego porządku, Baudelaire decyduje się na apologię Zła, wiedząc, iż wybór ten tyleż usankcjonuje jego winę, co przyniesie wyzwolenie z rzeczywistej udręki. „Zło jest powrotem do niebytu, – kontynuuje Bierdiajew – wyrzeczeniem się stworzenia świata i jednocześnie zło ma znaczenie pozytywne, gdyż ono wywołuje wyższą, twórczą siłę dobra dla przezwyciężenia siebie”.

To diabeł nas pociąga, dzierżąc nici końce,

Że w rzeczach wstrętnych dziwne widzimy uroki.

Co dzień niżej, do Piekieł unosimy kroki,

Bez zgrozy przez ciemności brnąc, strasznie cuchnące

William-Adolphe Bouguereau: Oready

William-Adolphe Bouguereau: Oready

Odrobina szarlatanerii zawsze jest dozwolona geniuszowi, a nawet jest mu z nią zupełnie do twarzy” – szydzi, upojony nową estetyką. Z mariażu poezji i amoralności pączkują upajające wonią trucizny Kwiaty zła, pielęgnujące anomalia przejaskrawione i chorobliwe, pławiące się w ekscentrycznym wykwincie, rozkapryszone zbytkiem efemerycznej Rozkoszy. W jej oszałamiających wyziewach, wyzwolony z otchłani umysł nurza się ekstensywnie, napawając się somnambuliczną przyjemnością, raczej obserwowaną z oddali aniżeli odczuwaną bezpośrednio, muśniętą zaledwie, a przez to niewiarygodnie uduchowioną: „Przedmiotem Poezji nie jest Prawda, lecz Ona sama. – ogłasza – Zimne, spokojne, niewzruszone objawianie prawdy odrzuca diamenty i kwiaty, z którymi przychodzi Muza; jest więc absolutnym przeciwieństwem objawienia poetyckiego”.

Alians kontemplacji i zaspokojenia, spirytualizm i perwersja, bujność istnienia i sztuczne pozy, seksualna fizyczność i spróchniały rozkład, feeria doznań i zgroza zatęchłej rupieciarni – oto symptomy bytu zdeformowanego, zasugerowanego z bezpiecznego dystansu i nie pociągającego za sobą żadnych konsekwencji:

Czy jesteś, Piękno, z nieba czy też z piekła rodem?

W twym spojrzeniu anielskim i szatańskim płynie

Cnota mącona zbrodnią, przesyt truty głodem,

Możesz przejrzeć się w sobie jak pragnienie w winie

William-Adolphe Bouguereau: Pierwszy lament

William-Adolphe Bouguereau: Pierwszy lament

Z obsesją fatalisty, z frenezją psychotycznego neurastenika, w narcystycznym upojeniu grzechem Baudelaire – wybrawszy Zło – płonie żądzą zyskania reputacji poety odstręczającego, zrażającego i napawającego powszechnym wstrętem: rozsiewa upokarzające siebie pogłoski, przypisuje perfidne zboczenia, sugeruje ohydę, jaką obawiałby się popełnić. Epatowanie syfilisem, sprostytuowaną nędzą, brudem, ubóstwem, fizyczną brzydotą i ułomnościami; dobrowolne wzięcie na siebie ich przeklętego bagażu, zawłaszczenie i przytulenie do łona – nie z empatii, a z woli wyniszczenia własnej istoty, kreuje aurę osaczającej kondemnaty, igra z cierpieniem, udręcza „chory łachman” ciała (Sartre):

A jednak upodobnisz się do tego błota,

Co tchem zaraźliwym zieje,

Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,

Pasjo moja i mój aniele!

William-Adolphe Bouguereau: Dziewczę broniące się przed Erosem

William-Adolphe Bouguereau: Dziewczę broniące się przed Erosem

Dla autora Salonu 1846 szczęście jawi się kategorią abstrakcyjną i niemoralną; zaprzeczeniem szlachectwa i wyjątkowości, podrzędną emocją, brakiem dystynkcji: „Żal mi Pana, że jest Pan w tak łatwy sposób szczęśliwy – pisze w nie wysłanym liście do Janine’a – Czyż trzeba, aby człowiek upadł tak nisko, aby uważać się za szczęśliwego? (…) Uważam mój zły humor za bardziej dystyngowany niż Pański błogostan. (…) Mam bardzo poważne powody, aby żałować tego, kto nie kocha śmierci”.

Wyjściem jawi się pogrążenie w niemożliwych ucieczkach; melancholii odżywianej onirycznymi urojeniami o potędze, afirmacji transcendentnego niespełnienia, podążaniu na wspak teraźniejszości: „Jestem prawdziwym przykładem tego, czym jest ironia, i choroba moja jest absolutnie nieuleczalna” – przyznaje w Miłości i czaszce. Na bolesnego bohatera negatywnej duchowości, poprzez prymat której Boże stworzenie jawnie urąga światu, powołuje twórca Sztucznych rajów Szatana: zwyciężonego, upadłego i strąconego w czeluście; zżeranego nienasyconą ambicją, spalającego się w ogniu wieczystego niezaspokojenia, przytłoczonego niewybaczalną winą. Przeszyty Boskim spojrzeniem, przepełniony pychą i metafizyczną dumą, Szatan – Baudelaire zastyga w swej diabolicznej pozie, żebrząc o łaskę i uświęcenie:

Ty nad wszystkie anioły mądry i wspaniały,

Boże przez los zdradzony, pozbawiony chwały,

O Szatanie, mej nędzy długiej się ulituj!

Ojcze przybranych dzieci, których Boga Ojca

Gniew i mściwość wygnały z rajskiego Ogrojca,

O Szatanie, mej nędzy długiej się ulituj!

William-Adolphe Bouguereau: Winobranie

William-Adolphe Bouguereau: Winobranie

W dobie romantyzmu z jego wrodzonym ubóstwieniem przyrody i umiłowaniem harmonii we Wszechświecie, autor Dzienników poufnych szokuje współczesnych histeryczną awersją do niezafałszowanej physis i niepodważalnych mechanizmów bytu: „Najchętniej przemalowałby i drzewa, i niebo, a gdyby Bóg powierzył mu zaplanowanie natury, byłby ją może zepsuł” – w takich słowach charakteryzuje osobliwego porte parole – Samuela Cramera z noweli Fanfarlo.

Cała natura ma także swój udział w grzechu pierworodnym” – tłumaczy, buntując się przeciwko uwielbieniu dla panteistycznego krajobrazu o bezładnej monotonii i braku ostrych krawędzi. Stając w rzędzie Saint-Simonowskiej awangardy, wspieranej głosami Marksa, Mallarmégo, Comte’a i Huysmansa, szyderca Baudelaire daje się ponieść pragnieniu urzeczywistnienia snów o anty-naturze: syntetycznym ładzie rzeczy ujednoliconych, funkcjonalnych i usprawiedliwionych.

William-Adolphe Bouguereau: Obfitość

William-Adolphe Bouguereau: Obfitość

Nienawiść do bujnej i ciepłej ziemskiej obfitości posiada transpozycję w bezpłodności, której suplementem jest twórczość literacka: „Mnóstwo ludzi wyobraża sobie, że celem poezji jest jakieś nauczanie, że musi ona bądź to umacniać sumienia, bądź to poprawiać obyczaje, bądź też dowieść czegoś pożytecznego. – rozważał w studium o Poem – Poezja nie ma innego celu poza samą sobą, by się o tym przekonać, wystarczy wejść w samego siebie, porozmawiać ze swoją duszą, przypomnieć sobie swe uniesienia; poezja nie może mieć innego celu i żaden wiersz nie będzie tak wielki, tak szlachetny, tak naprawdę godny imienia poezji, jak ten, który został napisany wyłącznie dla przyjemności napisania wiersza”.

Naturalna płodność, powielająca miałki i bezwartościowy model w tysiącznych egzemplarzach, lekceważy kurioza rzadkie i precyzyjne: lśniący transparentnym blaskiem ametyst, opalizujący marmur, krystalicznie zimny metal; odległe, nieprzeniknione i niedosiężne, symbolizują pierwiastek pozamaterialny i transcendentny – czystą doskonałość nieskażonego umysłu:

Nieważne, czy cię począł Bóg czy bies w otchłani,

Czy lśnią welurem oczu wstydy czy bezwstydy,

Jeśli ujmiesz, jedyna królowo i pani,

Choć trochę nędzy życiu, a światu ohydy”.

William-Adolphe Bouguereau: Współczucie

William-Adolphe Bouguereau: Współczucie

Zmrożone przestrzenie; wypolerowane, kredowe i bezlitośnie fosforyzujące, unicestwiają egzystencję zamierającą w księżycowej poświacie. Makiaweliczny wieszcz, spowity aurą oziębłości i lodowatej nocy, pragnie opuścić błotniste terytorium, obmywane lepkimi falami nieodpartej wulgarności. „Jeszcze parę dni temu byłaś bóstwem, co jest tak wygodne, tak piękne, tak nieskalane. A teraz jesteś kobietą!” – wybucha w liście do Apolonii Sabatier, porażony świętokradczą nagością jej żałosnego ciała, nie ujarzmionego wytwornym futrem, skrzącymi klejnotami, tłumiącym zmysły pachnidłem.

Kocham cię, Mario, tego się nie da zaprzeczyć; – wyznaje innej bogdance, Marii Daubrun – ale miłość, jaką do ciebie czuję, to miłość chrześcijanina do Boga; więc nie nadawaj nigdy tego miana ziemskiego i tak często hańbiącego owej czci tajemniczej i bezcielesnej, temu słodkiemu pociągowi, jaki jednoczy moją duszę z twoją (…) Bądź moim Aniołem Stróżem, moją Muzą i Madonną, i prowadź mnie drogą Piękna”. Poetyckie pożądanie jest bezowocne i pozbawione konsekwencji; sytuując siebie w ramionach ponętnego demona, autor Padliny roi o nieczułym aniele, a adorując obleśną rajfurkę przyzywa daremnym zaklęciem nieskazitelną heroinę – złudny fantom platonicznego pragnienia:

Pewnej nocy ze straszną Żydówką spędzonej

– Niczym trup obok trupa tak przy mnie leżała –

Marzyłem obok tego kupionego ciała

O pięknej odtrąconej, chociaż upragnionej”.

William-Adolphe Bouguereau: Przerwana praca

William-Adolphe Bouguereau: Przerwana praca

Przewrotna ironia, ekstrawagancki dandyzm, absurdalna sztuczność; gęste zasłony, własnoręcznie ubrane i upudrowane w byt niemożliwy i chimerycznie bierny, pękają pod naporem powszedniości. Pryska pusty mit, bezpłodna fantazja reprodukowana w cerebralnych rytuałach, symbolistyczna imaginacja, żywiąca się arystokratycznym zbytkiem, dziedziczną fortuną oraz wolnością nieróbstwa. Dla zdeklasowanego potomka artystycznej bohemy, opatrzonego katolickim legatem etycznym, te „sztuczne raje” okazują się tragicznie nieosiągalne:

Poeta jest podobny księciu na obłoku,

Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;

Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku –

Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka

Nie pogodzony z traumą przeszłości, nie zakorzeniony w czasie teraźniejszym i pełen grozy w obliczu naporu modernité, Baudelaire gotuje się szacować swój los z pozycji śmierci, „jak gdyby przedwczesny koniec spowodował jego nagłe zastygnięcie” (Sartre); z perspektywy płytkiego grobu, w którym bez lęku o rezonans snuje werterowskie rozważania o niegodziwości i znikomości zjawisk. Balansując na stycznej bytu i niebytu, autor Etyki zabawek odważnie kroczy à rebours – wbrew socjologom odkrywającym moce nowoczesnego kapitału, wbrew socjalistom wieszczącym introdukcję ery egalitaryzmu, na przekór wszechobecnego Postępu; w stronę zaskorupionych cieniów i pogrzebanych rojeń:

William-Adolphe Bouguereau: Zaduszki

William-Adolphe Bouguereau: Zaduszki

To właśnie, Śmierć, o żalu, ludziom żyć pozwala,

To cel każdego życia, jedyna podpora,

Co jak eliksir dźwiga nas wzwyż i upaja

I daje nam odwagę kroczyć do wieczora

W życiu strawionym i dokonanym, uszczuplanym nieodwracalnym przepływem godzin, permanencja i niezmienność chronią się w mistycznej ostoi zawłaszczającej to, co uduchowione i ulotne. W zamglonym zmierzchu, w rozedrganej sieci umierających świateł, pośród przytłumionych dźwięków i nieuchwytnych woni, skąpe okruchy przepływającej rzeczywistości zastygają w nieporuszone tableau umysłu. „Granice sztuki poetyckiej dotykają bezpośrednio muzyki”, snują się duszne opary dekadencji; trwają medytacje o przebrzmiałych rozkoszach lśniących w eterze Swedenborgowskich korespondencji:

Jak oddalone echa, wiążące się w chóry,

Tak sobie w tajemniczej, głębokiej jedności,

Wielkiej jako otchłanie nocy i światłości,

Odpowiadają dźwięki, wonie i kolory

W ich tajemnym sacrum Baudelairowski Faust przekracza cielesne więzy, roztapiając się w platońskim niebie najczystszego Piękna, o które tak usilnie zabiegał i które od początku było mu przeznaczone.

II.  L’Ascension

William-Adolphe Bouguereau: Zwiastowanie

William-Adolphe Bouguereau: Zwiastowanie

Gustave Le Vavasseur przytacza anegdotę z epoki paryskich studiów twórcy Pożeracza opium: „Balzak i Baudelaire szli w przeciwnych kierunkach bulwarem po lewej stronie rzeki. Baudelaire stanął przed Balzakiem i roześmiał się, jakby go znał od dziesięciu lat. Wtedy i Balzak zatrzymał się i w odpowiedzi roześmiał się serdecznie, jak na widok spotkanego po latach przyjaciela. Jednym spojrzeniem rozpoznali się i powitali, po czym ruszyli dalej już razem, dyskutując, zachwycając się i dziwiąc sobie wzajemnie”.

Intelektualny pustelnik i ekstremalny nonkonformista, okazywał autor Wystawy powszechnej zadziwiający brak wysubtelnienia w kontaktach literackich i towarzyskich. Wzniosłość myśli Balzaka („Wielki tropiciel marzeń, nie ustający w poszukiwaniu absolutu” – taką ocenę mu wystawił), jej artystyczna potęga i wizjonerski mistycyzm, urzekały herolda Kwiatów zła do głębi; romantyczna fraza Wiktora Hugo, estetyzm Gérarda de Nerval i Charles-Augustina Saint-Beuve, kapryśne gemmy Teofila Gautier i Théodore’a de Banville – sakralizujące spirytualną hegemonię Piękna – żywo poruszały jego zmysły; czar ronsardowskich sonetów, fantomy Hoffmanna i Poego, wyrafinowane westchnienia Régniera i żyła antyku, przebiegały przez baudelairowską „świątynię, do której kierują się modlitwy” i która „mieści w sobie wszystkie Bóstwa, jakie znał świat”.

Poetycka konstrukcja; jasna, przejrzysta i transparentna łudzi próżnością wysmakowanych epok, splatającą się z dramatyczną ekspozycją codzienności:

Niejeden cenny klejnot śpi

W ziemi, gdzie go nie dojrzy nikt,

W mroku i zapomnieniu.

Niejeden nader wonny kwiat,

Zamiast swą wonią poić świat,

Więdnie w osamotnieniu”.

William-Adolphe Bouguereau: Pieśń anielska

William-Adolphe Bouguereau: Pieśń anielska

Chrześcijański spirytualizm i arystokratyczna powściągliwość nie korespondują z zaangażowanym realizmem Champfleury’ego, Murgera czy Courbeta; autorowi Zapachu egzotycznego obcy jest ich jednoznaczny sentymentalizm na równi z uczuciową atrofią („Tylko przez uczucie możecie zrozumieć sztukę” – woła); jednak odraza wobec wytrawionej z empatii eufemicznej doktryny szkoły „pogańskiej” i parnasistowskiej powstrzymuje go przed bezwarunkowym pogrążeniem w czystej nieużyteczności.

Romantyzm nie polega ani na wyborze tematów, ani na dosłownej prawdzie, ale na sposobie odczuwania” – ogłasza przy okazji Salonu 1846 roku, wskazując na niewyczerpane źródła podniet plastycznych i muzycznych, wspierających Poezję w trudzie przezwyciężenia okrutnej materii: „Najpełniejszym dziełem poety jest to, które w swym ostatecznym kształcie byłoby doskonałą muzyką”. Literatura nie służy zaspokajaniu powierzchownych podniet estetycznych, nie jest doczesnym suplementem Piękna i nie partycypuje w humanitarnych ideach społecznego egalitaryzmu: „Otoczyć się wyłącznie urokami sztuki ziemskiej – zauważa – to gotować sobie poważne niebezpieczeństwo potępienia”. Twórczość, przekraczając ramy porządku przyrodzonego i zeświecczonego, zamieszkuje w rewirach ponad-zmysłowych i irrealnych, dotkniętych tchnieniem niebiańskiej omnipotencji:

Unieś się ponad ziemię owioniętą morem

– Duch tym czystszy się staje, im wyżej ulata –

I ogniem, który płonie w kielichu wszechświata,

Zachłyśnij się i upij jak boskim likworem”.

William-Adolphe Bouguereau: Homer z przewodnikiem

William-Adolphe Bouguereau: Homer z przewodnikiem

Wszystkie zdolności duszy ludzkiej winny być podporządkowane wyobraźni” podnosił w Dziele i życiu Delacroix, pomniku złudzeń egzaltowanego estety i herosa wysublimowanych wizji. Umiłowanie Piękna plastycznego i materialnego niweczy człowieczą tęsknotę za boskim Ideałem, który odsłania się w postaci zdumiewająco przeciwnej; w brzydocie, cierpieniu, porażającej degeneracji, w niskich a brutalnych namiętnościach. Wiodą one do jądra świata rzeczywistego, w odwieczne czeluście męki, w rewiry egzystencjalnego brudu i biologicznej ohydy; do serca owej „biednej Belgii”, która jest miejscem naszego bytowania: „Poezja jest tym, co najbardziej rzeczywiste, tym, co okazuje się absolutnie prawdziwe dopiero na tamtym świecie”.

Im wyższy Ideał, do którego zainfekowany ziemską boleścią artysta aspiruje, w tym niższe rejestry nędzy, odrazy i podłości musi pielgrzymować, „by, dobrze syty, dziękować nauczył się za wszystko / I rozumiał wolność odejścia, dokąd chce” (F. Hölderlin). Pokonując dantejskie stopnie piekielnej sansary, wzbija się on ku rajskim krainom, gdzie swój nieskazitelny żywot wiodą odbicia doczesnych istnień:

Kres jałowym marnościom, kres wszelkim niedolom,

Pod których się ciężarem istnienie ugina;

Szczęśliwy ten, co skrzydła szeroko rozpina,

Szybując ku świetlistym pozaziemskim polom!

William-Adolphe Bouguereau: Idylla

William-Adolphe Bouguereau: Idylla

W każdej epoce i u wszystkich ludów potrzebowano bogów i proroków, aby nauczać cnoty zezwierzęconą ludzkość. (…) Sam człowiek niezdolny byłby ją odkryć” – oto artystyczne credo herolda poezji przeklętej, odnajdującego w sztuce zwierciadło niepospolitej odrębności. Jedynym uposażeniem skrępowanego niemożliwym dualizmem bezmiaru i cielesności, uwięzionego w kosmosie i oscylującego pomiędzy wrogimi domenami, jest mglista i odległa pamięć utraconego raju. Poeta prawiący językiem dzieciństwa – magicznym, twórczym i niezafałszowanym – podejmuje mesjański plan ocalenia upadłego, ekspediując go z ciemnych przestworzy ku czarnoksięskiej krainie, w której miejsce świętości zajmuje talent, miejsce religii sztuka, zmarli najbliżsi wcielają się w postacie aniołów, a wszechpotężny Stwórca nie jest obecny: „Gdyby nawet Bóg nie istniał, religia i tak byłaby Święta i Boska – wyznał na łamach RacBóg jest jedyną istotą, która, aby panować, nie musi nawet istnieć”.

Pełniąc funkcję cicerone w penetrowaniu absolutu, wcielając w czyn przyrodzone dążenie do nadnaturalnego i uporczywie chwytając ukryte myśli, by wzbogacone o nowy, podniosły ton, mogły nieść głosy w rewiry tajemne a nie przeczuwane, Baudelaire przywdziewa ornat profetycznego kapłana, demaskującego ludzką niegodziwość i wiodącego zastępy wiernych ku błogosławieństwom oświecenia: „Opatrzność obdarza zawsze tych, którym powierza jakąś misję”.

William-Adolphe Bouguereau: Ofiarowanie

William-Adolphe Bouguereau: Ofiarowanie

Ścieżka ekspiacji kole cierniami i rani prometejską samotnością; poeta – Tantal napiętnowany grymasem goryczy, upokorzony i skazany na wiekuistą gehennę, upada znużony nie żywiąc złudzeń co do jej owoców, lecz przeznaczenie nakazuje walkę, albowiem „najpiękniejsze zadanie geniusza – być wspólnikiem Boga, (…) pomagać mu w wielkim trudzie uwodzenia ludzi dla powszechnego dobra, być narzędziem tej wielkiej złudy, opowiadać ludziom cnotę, mimo pewność i z tą pewnością, że nie wyciągną stąd żadnych osobistych korzyści” (Ernest Renan).

© Andrzej Osiński

Published in: on 10 listopada 2011 at 10:01  Dodaj komentarz  

The URI to TrackBack this entry is: https://andrzejosinski.wordpress.com/2011/11/10/baudelaire-aniol-wygnany-ze-sztucznych-rajow-2/trackback/