Zdawało się, że uderzenie, jakie otrzymałem, trwało dalej, a przeszywający metaliczny głos, który rozdzierał martwą ciszę, drżał bez ustanku w przestworzach, wzmacniany z chwili na chwilę, nic niewyjaśniający, rozszarpujący biedne myśli. I uświadomiłem sobie, że moje lata są ciężarem, choć się nie liczą w tamtych oczach, lecz są na tyle ważkie, że nie pozwolą mi się unieść i odejść w przestrzeń, w nagi byt, co byłoby może najlepsze, lecz nie tak dobre jak osadzenie mnie na ziemi i uzbrojenie przeciw dalszym upokorzeniom.
***
Wieczór zastał mnie na skraju lasu, na grzbiecie wzgórza oddalonego na tyle, bym zatracił świadomość miejsca. Tkwiłem tam odwrócony tyłem do niecki, którą od lat nazywałem swoim domem i odwracałem ciemną twarz ku pęczniejącym wiązkom drzew, między którymi kryłem dłonie – ot, mały chłopiec kurczący się w chłodnych meandrach zmierzchu, odzyskujący słaby oddech na jedną, jedyną chwilę zanurzenia w mroku, w którym się żali i rozpacza najczystszym żalem i rozpaczą, co zapomniały czym jest strach.
***
Wszyscy jesteśmy zdolni do okazywania uczuć, tak samo jak wszyscy jesteśmy zdolni do poświęcenia i odwagi, do wyrzeczenia i do honoru. Ale jeszcze trzeba będzie wylać łzy, zanim ludzkość nauczy się tych swoich uzdolnień, a później „będzie ich tyle przelanych, że wystarczy” (W. Faulkner). (więcej…)